Pobudka
o siódmej rano, musli z jogurtem popijane czarną kawą, lekki
makijaż mający zakryć cienie pod oczami i piętnastominutowy
spacer do kwiaciarni. Układanie kwiatów w wazonach, komponowanie
wiązanek i bukietów, przytakiwanie Sarze podczas jej monologów.
Dzień
jak co dzień.
Pomimo
tego, że był już czwartek, Annika spotykała się z Sarą na
zmianie pierwszy raz po weekendzie. Koleżanka nie omieszkała
wypomnieć jej tego, że w piątek tak szybko uciekła z klubu,
pomimo tego, że obiecała jej wspólną zabawę.
―
Obiecałam ci wspólne wyjście do klubu, a nie zabawę w nim ―
zaoponowała Annika. ― Technicznie rzecz biorąc, wywiązałam się
ze zobowiązania.
Sara
przewróciła oczami.
―
Łapiesz mnie za słówka. Dobrze wiesz, co miałam na myśli przez
„wspólne wyjście do klubu”.
―
O ile dobrze pamiętam, nie sprecyzowałaś tego. Poszłam z tobą do
klubu, chwilę potańczyłam, więc nie możesz mieć do mnie o nic
pretensji.
Sara
jeszcze przez chwilę upierała się przy swoim zdaniu, ale ponieważ
Annika pozostała nieustępliwa, w końcu dała za wygraną. Zrobiła
obrażoną minę i zamilkła na pięć minut. Właśnie tyle czasu
wystarczyło, żeby przyzwyczajenie do ciągłego gadania wygrało
wewnętrzną walkę z jej urażoną dumą. Mimo wszystko do swoich
monologów o chłopakach, ciuchach i kosmetykach często włączała
dwuznaczne komentarze mające dać Annice do zrozumienia, że
zachowała się podle i nie zostanie jej to szybko wybaczone.
Annika
niewiele się nimi przejmowała. Miała inne zmartwienia, przede
wszystkim to o nazwisku Michael Hayboeck. Po co wrócił? Czego od
niej chciał? Kilka dni temu obiecała sobie, że przestanie się
zadręczać myślami o nim, ale te dwa pytania powracały jak
bumerang, ilekroć odrzucała je od siebie. Obiecała też sobie, że
zacznie żyć na nowo, ale to było jeszcze trudniejsze niż
porzucenie myśli o Michaelu. Nie da się tak po prostu wyjść poza
ramy wypracowanej przez dwa lata rutyny. A przynajmniej ona nie
potrafiła. Okazało się bowiem, że nie ma na siebie i swoje życie
żadnego pomysłu. Wszystko to, co kiedyś wydawało jej się ważne
– social media, kontakty ze skoczkami, popularność wśród fanek
skoków – teraz nie miało już dla niej żadnego znaczenia. Praca
w kwiaciarni była jedynym powodem, dla którego wstawała rano z
łóżka. W wieku dwudziestu lat osiągnęła życiowy marazm,
którego nie powstydziłby się niejeden czterdziestolatek.
Poszczególne dni różniły się tylko osobami, wraz z którymi
pracowała na zmianie. Ten również był taki sam jak wszystkie
inne. Do czasu.
Dzwonek
przy drzwiach do kwiaciarni zabrzęczał, co Annika tradycyjnie
zignorowała. Na zmianie z Sarą to ona zajmowała się bieżącą
obsługą klientów, podczas gdy Annika pracowała przy kwiatach.
Właśnie dlatego nawet nie podniosła wzroku znad bukietu, który
starała się skomponować jak najlepiej. Miała dylemat – pozostać
przy białych i różowych margaretkach, czy dołożyć do nich
jeszcze pomarańczowe? Już od pięciu minut nie mogła się
zdecydować, raz po raz to dokładając, to wyciągając z bukietu
kwiaty w tym ostatnim kolorze. Kiedy jednak usłyszała znajomy głos,
natychmiast zapomniała o tym problemie.
―
Dzień dobry. Potrzebuję jakiegoś ładnego bukietu. Mogłaby mi coś
pani zaproponować?
Słowa,
jakie mógłby wypowiedzieć pierwszy lepszy klient, którego Annika
zignorowałaby tak, jak to wcześniej zrobiła z dzwonkiem. Ale to
nie był typowy klient – to był Michael Hayboeck. Który w dodatku
zamiast do Sary, stojącej bliżej wejścia, zwracał się
bezpośrednio do niej. Kiedy podniosła wzrok znad margaretek,
napotkała przenikliwe spojrzenie jego chłodnych, błękitnych oczu,
które sprawiło, że zadrżała.
Kiedyś
wyobrażała sobie, że za tymi pięknymi oczami kryje się jakaś
tajemnica. Że ten chłód jest tylko maską, którą Michi zakłada,
aby schować swoje ciepło i wrażliwość przed światem, który by
ich nie zrozumiał. Teraz już wiedziała, że była wtedy w błędzie.
Mówi się, że oczy są zwierciadłem duszy i w przypadku Michaela
to była prawda. W jego wnętrzu nie było nic oprócz tego chłodu
bijącego prosto z oczu. Annika przekonała się o tym na własnej
skórze i to nad wyraz boleśnie.
―
Nie ― odpowiedziała krótko. ― Poszukaj innej kwiaciarni.
―
Ann! ― syknęła oburzona Sara.
Annika
nie miała o to do niej pretensji. Za taki brak szacunku okazany
klientowi mogłaby stracić tę pracę. Ale trudno, niech Michael
pójdzie na skargę do jej szefa, jeśli to na tym mu zależało. Nie
miała zamiaru wdawać się z nim w słowne potyczki.
Reakcja
Michaela trochę zbiła ją z tropu. Spodziewała się, że zobaczy
na jego twarzy typowy dla niego szelmowski uśmiech, tymczasem on
wpatrywał się w nią zdziwiony, nie okazując ani odrobiny
rozbawienia. Postanowiła to wykorzystać. Odwróciła się na pięcie
i weszła na zaplecze sklepu, zanim Hayboeck ochłonął ze zdumienia
i otworzył usta, żeby coś jeszcze jej powiedzieć.
Rzadko
paliła, właściwie tylko na imprezach w celach towarzyskich, bo nie
przepadała za tym, ale widząc na stoliku paczkę papierosów Sary,
nabrała ochoty na to, żeby poczęstować się jednym. Tak też
zrobiła. Wyszła na zewnątrz przez tylne wejście, przysiadła na
betonowym schodku i zaciągnęła się dymem. Dopiero kiedy wraz z
wydechem jej ciało nieco się rozluźniło, uświadomiła sobie, jak
bardzo była zdenerwowana.
Musiała
przyznać przed samą sobą, że była w tej sytuacji pewna ironia.
Kiedy ona przez lata wzdychała do niego i marzyła o chociaż
odrobinie uwagi z jego strony, on w ogóle jej nie zauważał. Teraz,
kiedy jedyne czego chciała, to zapomnieć o nim, on pojawiał się
znikąd i starał się nawiązać kontakt. Nie wierzyła w to, że
zjawił się w jej kwiaciarni przez przypadek. Musiał przejechać
prawie pół miasta, żeby się tu znaleźć, mijając po drodze
niezliczoną liczbę innych kwiaciarni, w większości oferujących
lepsze usługi niż ta. Zależało mu na tym, żeby się z nią
spotkać. Dlaczego? Im dłużej się nad tym zastanawiała, tym
bardziej cieszyła się z tego, że nie została przy ladzie i nie
pozwoliła mu na zrealizowanie swojego celu. Nie miała pojęcia,
czego chciał, ale z całą pewnością nie było to nic dobrego dla
niej.
Hayboeck
nigdy nie chciał niczego dobrego dla nikogo oprócz samego siebie i
może czasem Stefana. Sukcesy i sława przyszły do niego za
wcześnie, zanim zdążył nauczyć się pokory. Już jako dzieciak
robił wszystko to, na co miał ochotę, bo pozwalały mu na to
pieniądze z wygranych konkursów, kontraktów reklamowych i od
sponsorów. Nie zastanawiał się, czy rani kogoś swoim zachowaniem.
A ranił wiele osób. Wystarczy wspomnieć wszystkie dziewczyny,
które podrywał, a następnie porzucał, kiedy już mu się
znudziły. Chodził z imprezy na imprezę, bo dzięki swojej sławie
na każdej był królem znajdującym się w centrum uwagi, a bycie w
centrum uwagi to trzecia rzecz, którą uwielbiał, zaraz po
wygrywaniu konkursów i seksie z pięknymi fankami. Życie było
wtedy dla niego jak piękny sen, który skończył się równie
niespodziewanie, jak zaczął. Hulaszczy tryb życia przełożył się
na jego wyniki, które z zawodów na zawody były coraz słabsze.
Kiedy pierwszy raz zamiast na Puchar Świata trener wysłał go na
Puchar Kontynentalny, Michael tupnął nogą, spakował manatki i
wyjechał z Innsbrucka. Od tamtej pory nikt go w mieście nie
widział, nawet jego własna rodzina. Aż do teraz.
Annika
myślała o tym wszystkim, paląc papierosa. Żałowała, że nie
dostrzegała tego wszystkiego dwa lata temu. Gdyby wtedy wiedziała,
jaki naprawdę jest Michael, jej życie wyglądałoby teraz zupełnie
inaczej. Nie rozpaczała już nad tym, co się kiedyś wydarzyło.
Teraz była po prostu wściekła na niego za to, że zamiast pozwolić
jej w spokoju wszystko sobie poukładać, wracał i ją nękał i to
tylko dlatego, że miał taki kaprys.
Papieros
pomógł jej ukoić nerwy na tyle, żeby mogła wrócić do pracy.
Oczywiście najpierw upewniła się, że Hayboeck wyszedł z
kwiaciarni, a dopiero później opuściła zaplecze.
―
Nie musiałaś być dla niego taka niemiła ― Sara od razu
skomentowała sytuację, która przed chwilą miała miejsce. Nie
byłaby sobą, gdyby tego nie zrobiła.
―
Owszem, musiałam ― odpowiedziała Annika z przekąsem. ― Mówił
coś jeszcze, kiedy wyszłam?
Sara
wzruszyła ramionami, chyba urażona jej tonem.
―
Nie za bardzo. Chciał kupić bukiet dla mamy, więc pomogłam mu
jakiś wybrać. Ale był bardzo uprzejmy ― dodała z wyrzutem.
Annika
nie chciała się kłócić, dlatego darowała sobie pouczanie Sary o
tym, że lepiej jest trzymać język za zębami, jeśli nie jest się
dobrze zorientowanym w jakiejś sytuacji.
―
Dobrze, że chociaż dla ciebie ― rzuciła tylko, po czym wróciła
do układania swojego bukietu.
―
Mogę tylko zapytać, dlaczego jesteś na niego taka cięta? ― Sara
nie odpuszczała.
―
Źle mnie kiedyś potraktował ― zaczęła ostrożnie Annika. Nie
chciała mówić koleżance za dużo, a coś powiedzieć musiała, bo
wiedziała, że inaczej ta nie da jej spokoju. ― Bardzo mnie zranił
i nie przeprosił za to. Właściwie to jestem pewna, że nawet nie
zdaje sobie sprawy z tego, jak podle się zachował. Po prostu jest
złym człowiekiem i dlatego nie chcę mieć z nim do czynienia.
―
Może powinnaś dać mu szansę? ― zasugerowała Sara, tym razem
jednak brzmiała niepewnie. ― Skąd wiesz, że nie przyjechał tu
właśnie po to, żeby cię przeprosić?
Annika
zaśmiała się śmiechem, w którym nie było słychać rozbawienia.
―
Po prostu to wiem ― odpowiedziała krótko, dając w ten sposób do
zrozumienia Sarze, że już nic więcej w temacie Michaela nie powie.
Zapadła
cisza od czasu do czasu przerywana przez klientów. Minęła niecała
godzina nim Sara znowu się odezwała. Na szczęście już nie po to,
żeby rozmawiać o Michaelu.
―
Słuchaj... ― zaczęła niepewnie. ― Wybieram się jutro z Agnes
do Fantasmagorii, może chciałabyś pójść z nami? Obiecałam, że
dam ci spokój na trzy miesiące, wiem, ale ta obietnica dotyczyła
wyjść do klubów, a Fantasmagoria to przecież restauracja, więc
co ty na to? ― z każdym słowem mówiła coraz szybciej, zupełnie
tak, jakby ją to stresowało.
Annika
była zaskoczona tym nagłym zaproszeniem. Najbardziej zastanawiało
ją to, dlaczego Sarze tak bardzo zależy na tym, żeby spotykać się
z nią po pracy. Ostatnio pokazała jej, jak bardzo jest
nierozrywkowa, poza tym dzisiaj nie była dla niej zbyt miła. W
swojej opinii była najgorszym możliwym towarzyszem na piątkowy
wieczór. Uznała, że najlepiej będzie o to zapytać.
―
Agnes ostatnio bardzo cię polubiła i chciała spędzić z tobą
więcej czasu ― właśnie taką odpowiedź otrzymała od Sary.
Wprawiło
ją to w jeszcze większą konsternację. Początkowo nie mogła
sobie przypomnieć, kim jest Agnes, a kiedy dotarło do niej, że to
ta dziewczyna, którą Sara przyprowadziła ze sobą na ich ostatnie
spotkanie w klubie, jej zdziwienie urosło do jeszcze większych
rozmiarów.
―
Agnes? Przecież wymieniłam z nią może dwa zdania ― zauważyła.
―
No i właśnie dlatego chciała cię lepiej poznać. Obie uznałyśmy,
że restauracja będzie lepszym miejscem od klubu. Posiedzimy
spokojnie, zjemy coś dobrego, wypijemy po drinku i pogadamy. ―
Uśmiechnęła się, chcąc jeszcze bardziej zachęcić Annikę do
tego pomysłu.
Wszystko
to brzmiało kusząco nawet bez dodatkowej motywacji w postaci
uśmiechu Sary. Fantasmagoria była kiedyś ulubioną restauracją
Anniki. Często odwiedzała ją z przyjaciółkami, bo nie dość, że
jedzenie, które tam podawali, było wyśmienite, to jeszcze robili
to w taki sposób, że świetnie wyglądało na zdjęciach na
Instagramie. Może najwyższa pora, żeby tam wrócić?
―
Właściwie czemu nie ― stwierdziła wreszcie Annika.
Słysząc
to, Sara uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
―
Cudownie! O dwudziestej – pasuje ci?
Annika
potwierdziła. Nie miała na jutrzejszy dzień żadnych planów,
nawet tych związanych z pracą, bo akurat dostała wolne. Zamierzała
po prostu oglądać seriale i właściwie to cieszyła się, że nie
będzie musiała tego robić również wieczorem.
Ostatecznie
nie oglądała seriali wcale. Nazajutrz obudziła się z myślą, że
może ten dzień wykorzystać dużo lepiej. Skoro Michael zamierzał
ją teraz śledzić, to niech chociaż zobaczy, że dobrze radzi
sobie ze swoim życiem. Zaczęła od porannego joggingu tak, jak
kiedyś miała w zwyczaju. Biegała 20 minut, bo tylko na tyle
starczyło jej sił. Upokarzający fakt, zważywszy na to, że kiedyś
potrafiła to robić przez półtorej godziny albo i jeszcze dłużej.
Ale nie zamierzała się poddawać i po śniadaniu zabrała się za
inne zajęcie, w którym kiedyś była dobra – zakupy. Potrzebowała
czegoś, co mogłaby ubrać na wieczorne wyjście z Sarą i Agnes.
Zdecydowała się na czerwoną sukienkę na cienkich ramiączkach,
która jej zdaniem idealnie pasowała do klimatu panującego w
restauracji. Później, korzystając z tego, że w galerii handlowej
znajdował się salon kosmetyczny i fryzjerski, zrobiła sobie
paznokcie i podcięła zniszczone końcówki włosów. Proste rzeczy,
ale sprawiły, że po powrocie do domu czuła się dużo lepiej niż
wtedy, gdy z niego wychodziła.
Dotarła
na miejsce chwilę po dwudziestej, jednak Sary i Agnes jeszcze nie
było – nie widziała ich ani przy wejściu, ani w środku. Trochę
ją to zirytowało. Stała przez to przy drzwiach i szukała w
telefonie numeru Sary, żeby do niej zadzwonić, bo nie wiedziała
nawet, czy koleżanka zarezerwowała stolik, czy nie. A przecież
zjawiła się później specjalnie po to, żeby uniknąć takiej
sytuacji. Na domiar złego Sara nie odbierała. Annika westchnęła
głośno, nie bardzo wiedząc, co teraz zrobić. Musiał usłyszeć
to przechodzący obok kelner, bo zbliżył się do niej i z uprzejmym
uśmiechem zapytał, czy może w czymś pomóc. Nie zdążyła
odpowiedzieć, bo uprzedził ja ktoś stojący za nią.
―
Nie trzeba ― usłyszała znajomy głos, który sprawił, że po jej
plecach przebiegł nieprzyjemny dreszcz. ― Ta pani jest ze mną.
Już
drugi raz tego dnia reagowała w ten sposób na jego głos. Czy on
naprawdę musiał dręczyć ją nawet w jej ulubionej restauracji?
Skąd wiedział, że tu będzie? Nie wystarczyło mu nachodzenie ją
w pracy, musiał jeszcze psuć jej wieczór?
Kelner
w odpowiedzi kiwnął głową, po czym odwrócił się i odszedł.
Annika również się odwróciła, ale w stronę Michaela, z zamiarem
powiedzenia mu kilku niemiłych słów, jednak on znowu ją
uprzedził.
―
Nie rób scen, proszę cię ― mówił dużo ciszej, niż wcześniej
do kelnera. ― Usiądźmy przy stoliku i porozmawiajmy, dobrze?
Nie
miała zamiaru go słuchać. Dobrze wiedział, że z własnej woli
nie zgodziłaby się na to spotkanie, dlatego podstępem próbował
ją do tego zmusić. Krew w jej żyłach zagotowała się gniewem,
który potrafił w niej wzbudzić tylko on.
―
Nie chcę mieć z tobą nic do czynienia, nie rozumiesz? ― każde
słowo wychodziło z jej ust powoli, każde było przepełnione
złością i obrzydzeniem.
I
znów obróciła się na pięcie, znów ruszyła w kierunku wyjścia.
Odstawiła scenę w swojej ulubionej restauracji, ale trudno,
Michaelowi się to należało. Trzymając rękę na klamce od drzwi,
zaczęła się zastanawiać, jak to możliwe, że tak łatwo się
poddał, skoro zadał sobie tyle trudu, żeby w ogóle ją tu zwabić,
ale wtedy właśnie poczuła, jak jego dłoń zaciska się na jej
nadgarstku.
―
Ann, proszę cię ― powiedział cicho, niemal błagalnie.
Już
miała wytłumaczyć mu jeszcze dobitniej, że nie ma zamiaru, po tym
wszystkim, co jej zrobił, dać mu się tak po prostu zaprosić na
kolację, ale zawahała się. Spojrzała w jego oczy i tym razem
zamiast chłodu zobaczyła w nich tego zagubionego chłopca, którego
widziała w nim kiedyś. Jak to możliwe? Manipulował nią, czy na
chwilę stracił panowanie nad sobą i pokazał swoje prawdziwe,
bezbronne oblicze? Tak czy inaczej, cała jej złość nagle zniknęła
i nim zdążyła się zorientować, co robi, pokiwała głową na
znak zgody i poszła za nim do jego stolika.
Zastanawiała
się, co powinna teraz zrobić. Siedziała na krześle z czarnym
aksamitnym obiciem i chcąc uniknąć spojrzenia Michaela, wpatrywała
się w samotną herbacianą różę stojącą w przezroczystym
flakonie na środku stołu nakrytego nieskazitelnie białym obrusem.
Nadal mogła wyjść z restauracji i wrócić do domu, ale czy na
pewno tego chciała? Ostatecznie nic nie straci na tym, że spędzi z
Hayboeckiem te dwie godziny. Może kiedy już wyjaśni, czego od niej
chce, da jej wreszcie spokój i przestanie ją nachodzić? Skoro już
i tak tu była, mogła się o tym przekonać, a przy okazji zjeść
jeszcze dobrą kolację, na którą, mimo wcześniejszej złości,
wciąż miała ochotę.
―
Przepraszam cię za ten podstęp ― Michael przerwał milczenie po
dłuższej chwili, kiedy kelner zdążył już podejść do nich i
zostawić dwie karty dań, a następnie wrócić i przyjąć
zamówienie. ― Wiedziałem, że inaczej nie zechcesz się ze mną
spotkać.
―
I nie pomyliłeś się ― przytaknęła Annika.
Michael
patrzył na nią wyczekująco. Chyba liczył na to, że powie coś
jeszcze i poprowadzi dalej rozmowę, ale ona nie zamierzała mu
niczego ułatwiać.
―
Nie złość się też na tę swoją koleżankę z kwiaciarni, ona
naprawdę chciała dobrze, a ja to podle wykorzystałem.
―
Nie wątpię ― znowu krótko skwitowała Ann.
Pierwszy
raz, odkąd go znała, sprawiał wrażenie zmieszanego, co napawało
ją satysfakcją. Warto było zostać w restauracji chociażby po to,
żeby go takim zobaczyć.
―
Ann... ― zaczął, po czym od razu przerwał, jak gdyby nie mogąc
znaleźć dalszych słów. ― Chciałem się z tobą spotkać, żeby
cię przeprosić. Wiem, że ta kolacja, ani w ogóle nic nie
wynagrodzi ci tego, co zrobiłem, ale chciałbym, żebyś chociaż
dała mi szansę.
―
Szansę na co?
Była
bezlitosna. Z przyjemnością patrzyła na to, jak nerwowo zaciska
dłonie leżące na stole, by chwilę później zanurzyć je pod
obrusem, zapewne po to, żeby wytrzeć w spodnie pokrywający je pot.
Nie miała pojęcia, dlaczego nagle przebywanie w jej towarzystwie
stało się dla niego takie stresujące, ale podobało jej się to,
że pierwszy raz to nie ona z ich dwojga miała problem ze
sformułowaniem prostego zdania w obecności tego drugiego.
―
Na przekonanie cię do tego, żebyś mi wybaczyła.
―
Wątpię, żeby było cię na to stać.
Sama
była zaskoczona swoim chłodem i opanowaniem. Nigdy nie sądziła,
że będzie w stanie tak z nim rozmawiać.
―
Mimo wszystko chcę spróbować ― w jego głosie słychać było
zadziwiającą determinację. Zupełnie tak, jakby rozmawiali o
zdobyciu złotego medalu Igrzysk Olimpijskich, a nie uzyskaniu
przebaczenia od dziewczyny, która wprawdzie była siostrą jego
najlepszego przyjaciela, ale zupełnie nic dla niego nie znaczyła.
―
Proszę bardzo ― odpowiedziała, wzruszając ramionami.
Kelner
przyniósł pierwsze danie, które zaczęli jeść w milczeniu.
―
Czemu tak nagle zaczęło ci zależeć na tym, żebym ci wybaczyła?
Zamierzała
pozostać chłodna i nie odzywać się, dopóki to nie będzie
konieczne, ale ciekawość wzięła górę. Pożałowała tego, gdy
tylko z jej ust wydostało się pierwsze słowo.
Michael
nie odpowiedział od razu – najpierw przełknął kęs, który
aktualnie przeżuwał. Annika miała wrażenie, że celowo to
przedłuża, chcąc ją zirytować i pokazać, że wcale nie panuje
nad sytuacją tak, jak by chciała.
―
W ciągu ostatnich dwóch lat miałem dużo czasu, żeby zastanowić
się nad swoim życiem i zrozumiałem, jak bardzo cię skrzywdziłem.
Zresztą nie tylko ciebie. Skrzywdziłem moją matkę, bo musiała
patrzeć na to, jak jej ukochany syn się stacza i nie mogła nic z
tym zrobić; skrzywdziłem ojca, bo zamiast powodem do dumy, stałem
się jednym wielkim rozczarowaniem; skrzywdziłem braci, bo nie
pozwoliłem im żyć w normalnej rodzinie, w której nie byłoby
codziennie awantur; skrzywdziłem najlepszego przyjaciela, bo
zraniłem i upokorzyłem jego siostrę, na której zależało mu
bardziej niż na kimkolwiek innym; skrzywdziłem kolegów z drużyny,
bo ciągnąłem ich za sobą na złą drogę, daleką od tej, która
prowadzi do sportowych sukcesów; skrzywdziłem wiele dziewczyn,
które kochały się we mnie, a ja potraktowałem je jak przedmioty
do zaspokojenia moich potrzeb; skrzywdziłem wszystkich tych, którzy
we mnie wierzyli, a ja tak bardzo ich zawiodłem. Nigdy nie naprawię
wszystkich tych krzywd, wiem o tym. Będą do mnie wracać każdej
nocy, każdego dnia będę widzieć żal w oczach najbliższych i nic
nie będę mógł z tym zrobić. Chcę, żebyś mi wybaczyła, bo
może wtedy chociaż trochę łatwiej będzie mi spojrzeć na siebie
w lustrze i w ogóle wytrzymać z samym sobą. Bo uwierz mi, ciężko
jest żyć, kiedy ma się tyle na sumieniu. Nie mówię tego po to,
żebyś się nade mną zlitowała – chcę tylko, żebyś mnie
zrozumiała.
Annika
słuchała tych słów, nie mogąc uwierzyć, że płyną z ust
Michaela. Czy mówił szczerze? Czy to w ogóle możliwe, żeby tak
bardzo się zmienił w przeciągu zaledwie dwóch lat? Że był w
stanie dokonać rachunku sumienia i uświadomić sobie, ile zła
wyrządził? Miała w głowie mętlik. Patrzył na nią przejęty,
jak gdyby w oczekiwaniu na wyrok, a ona nie potrafiła wydobyć z
siebie głosu.
―
Rozumiem ― powiedziała wreszcie. ― Z jakiegoś powodu nagle
odezwały się w tobie wyrzuty sumienia, z którymi ciężko ci żyć,
więc przepraszasz mnie, żeby je uciszyć. Nie sądzisz, że to
trochę egoistyczne?
Michael
skrzywił się tak, jakby te słowa sprawiły mu fizyczny ból.
―
Chyba tak... Nie zastanawiałem się nad tym ― odpowiedział cicho.
― Nie będę miał ci za złe, jeśli nie zechcesz dać mi szansy.
Wyjdziemy stąd, pożegnamy się i już nigdy więcej nie będę ci
się naprzykrzał.
Wyglądał
jak zbity pies. Siedział ze spuszczoną głową i wyłamywał sobie
palce. To niesamowite, ale sumienie naprawdę musiało go ruszyć.
Jakaś część niej była zadowolona z tego widoku. Chciała, żeby
cierpiał, bo zasługiwał na to. Miała ochotę roześmiać się, po
czym oznajmić, że nie ma mowy o żadnym wybaczaniu i niech go sobie
zjadają te jego wyrzuty sumienia, bardzo dobrze, ona z przyjemnością
na to popatrzy, oczywiście ze stosownej odległości. Chciała, żeby
tak jak ona nie mógł znaleźć dla siebie miejsca, żeby każda
czynność wydawała mu się bezsensowna, żeby nic nie sprawiało mu
radości. Chciała, żeby każdej nocy przed zaśnięciem widział w
myślach jej twarz, tak jak ona widziała jego. Pragnęła zemsty,
która znajdowała się teraz przed nią na wyciągnięcie ręki. Ale
była za dobra, żeby po nią sięgnąć.
―
Dam ci szansę. Wierzę, że w głębi serca jesteś dobrym
człowiekiem ― powiedziała.
Stefan
chyba by ją zabił, gdyby to usłyszał, a ona nie miałaby o to do
niego pretensji. Dobrze wiedziała, że Michael to osoba, której nie
można ufać, a jednak właśnie to zrobiła. Uwierzyła w to, co
mówił, nie mając pewności, czy nie chce jej po prostu wykorzystać
w jakimś nieznanym jej jeszcze celu. Czy była naiwna? Być może. A
może Michael naprawdę dojrzał do zmiany i tylko ona mogła mu w
niej pomóc? Musiała się o tym przekonać – dla spokoju sumienia.
―
Dziękuję ― odparł Hayboeck i zabrzmiało to tak szczerze, że
niemal całkiem rozwiało jej wątpliwości.
―
Co teraz zrobisz? Zabierzesz mnie na Bergisel, przeskoczymy przez
płot, bo dziwnym trafem będzie o tej porze zamknięta, a potem
wejdziemy na samą górę, siądziemy na belce i stamtąd będziemy
podziwiać panoramę Innsbrucka, a wtedy ty opowiesz mi o swoim
trudnym dzieciństwie, które sprawiło, że jesteś taki, jaki
jesteś i w ten sposób ostatecznie przekonasz mnie do tego, żebym
ci wybaczyła? ― zażartowała, chcąc trochę rozluźnić
atmosferę.
Michael
westchnął z zakłopotaniem, po czym podrapał się po głowie.
―
Skąd wiedziałaś? ― zapytał.
Ann
zaśmiała się. Musiała przyznać, że dobrze podłapał jej żart
– zabrzmiał bardzo wiarygodnie. Minęła dłuższa chwila, nim
uświadomiła sobie, że w przeciwieństwie do niej, on zadał to
pytanie poważnie.
―
Mówisz serio? ― musiała się upewnić.
―
Noo, wydawało mi się to oryginalne i... nie wiem, romantyczne? ―
odpowiedział, jeszcze bardziej zmieszany.
―
Och ― tylko tyle była w stanie z siebie wydobyć.
―
Cóż, w tej sytuacji, skoro zepsułaś mi niespodziankę, po kolacji
będę musiał odwieźć cię do domu i wymyślić coś nowego na
kolejne spotkanie. ― Uśmiechnął się nieśmiało.
Kolejne
spotkanie z Michaelem. Musiała przyznać, że nie brzmiało to już
tak strasznie, jak jeszcze kilka godzin wcześniej.
―
Chyba nie masz innego wyjścia ― potwierdziła po chwili wahania.