sobota, 16 marca 2019

Rozdział czwarty

Pobudka o siódmej rano, musli z jogurtem popijane czarną kawą, lekki makijaż mający zakryć cienie pod oczami i piętnastominutowy spacer do kwiaciarni. Układanie kwiatów w wazonach, komponowanie wiązanek i bukietów, przytakiwanie Sarze podczas jej monologów.
Dzień jak co dzień.
Pomimo tego, że był już czwartek, Annika spotykała się z Sarą na zmianie pierwszy raz po weekendzie. Koleżanka nie omieszkała wypomnieć jej tego, że w piątek tak szybko uciekła z klubu, pomimo tego, że obiecała jej wspólną zabawę.
― Obiecałam ci wspólne wyjście do klubu, a nie zabawę w nim ― zaoponowała Annika. ― Technicznie rzecz biorąc, wywiązałam się ze zobowiązania.
Sara przewróciła oczami.
― Łapiesz mnie za słówka. Dobrze wiesz, co miałam na myśli przez „wspólne wyjście do klubu”.
― O ile dobrze pamiętam, nie sprecyzowałaś tego. Poszłam z tobą do klubu, chwilę potańczyłam, więc nie możesz mieć do mnie o nic pretensji.
Sara jeszcze przez chwilę upierała się przy swoim zdaniu, ale ponieważ Annika pozostała nieustępliwa, w końcu dała za wygraną. Zrobiła obrażoną minę i zamilkła na pięć minut. Właśnie tyle czasu wystarczyło, żeby przyzwyczajenie do ciągłego gadania wygrało wewnętrzną walkę z jej urażoną dumą. Mimo wszystko do swoich monologów o chłopakach, ciuchach i kosmetykach często włączała dwuznaczne komentarze mające dać Annice do zrozumienia, że zachowała się podle i nie zostanie jej to szybko wybaczone.
Annika niewiele się nimi przejmowała. Miała inne zmartwienia, przede wszystkim to o nazwisku Michael Hayboeck. Po co wrócił? Czego od niej chciał? Kilka dni temu obiecała sobie, że przestanie się zadręczać myślami o nim, ale te dwa pytania powracały jak bumerang, ilekroć odrzucała je od siebie. Obiecała też sobie, że zacznie żyć na nowo, ale to było jeszcze trudniejsze niż porzucenie myśli o Michaelu. Nie da się tak po prostu wyjść poza ramy wypracowanej przez dwa lata rutyny. A przynajmniej ona nie potrafiła. Okazało się bowiem, że nie ma na siebie i swoje życie żadnego pomysłu. Wszystko to, co kiedyś wydawało jej się ważne – social media, kontakty ze skoczkami, popularność wśród fanek skoków – teraz nie miało już dla niej żadnego znaczenia. Praca w kwiaciarni była jedynym powodem, dla którego wstawała rano z łóżka. W wieku dwudziestu lat osiągnęła życiowy marazm, którego nie powstydziłby się niejeden czterdziestolatek. Poszczególne dni różniły się tylko osobami, wraz z którymi pracowała na zmianie. Ten również był taki sam jak wszystkie inne. Do czasu.
Dzwonek przy drzwiach do kwiaciarni zabrzęczał, co Annika tradycyjnie zignorowała. Na zmianie z Sarą to ona zajmowała się bieżącą obsługą klientów, podczas gdy Annika pracowała przy kwiatach. Właśnie dlatego nawet nie podniosła wzroku znad bukietu, który starała się skomponować jak najlepiej. Miała dylemat – pozostać przy białych i różowych margaretkach, czy dołożyć do nich jeszcze pomarańczowe? Już od pięciu minut nie mogła się zdecydować, raz po raz to dokładając, to wyciągając z bukietu kwiaty w tym ostatnim kolorze. Kiedy jednak usłyszała znajomy głos, natychmiast zapomniała o tym problemie.
― Dzień dobry. Potrzebuję jakiegoś ładnego bukietu. Mogłaby mi coś pani zaproponować?
Słowa, jakie mógłby wypowiedzieć pierwszy lepszy klient, którego Annika zignorowałaby tak, jak to wcześniej zrobiła z dzwonkiem. Ale to nie był typowy klient – to był Michael Hayboeck. Który w dodatku zamiast do Sary, stojącej bliżej wejścia, zwracał się bezpośrednio do niej. Kiedy podniosła wzrok znad margaretek, napotkała przenikliwe spojrzenie jego chłodnych, błękitnych oczu, które sprawiło, że zadrżała.
Kiedyś wyobrażała sobie, że za tymi pięknymi oczami kryje się jakaś tajemnica. Że ten chłód jest tylko maską, którą Michi zakłada, aby schować swoje ciepło i wrażliwość przed światem, który by ich nie zrozumiał. Teraz już wiedziała, że była wtedy w błędzie. Mówi się, że oczy są zwierciadłem duszy i w przypadku Michaela to była prawda. W jego wnętrzu nie było nic oprócz tego chłodu bijącego prosto z oczu. Annika przekonała się o tym na własnej skórze i to nad wyraz boleśnie.
― Nie ― odpowiedziała krótko. ― Poszukaj innej kwiaciarni.
― Ann! ― syknęła oburzona Sara.
Annika nie miała o to do niej pretensji. Za taki brak szacunku okazany klientowi mogłaby stracić tę pracę. Ale trudno, niech Michael pójdzie na skargę do jej szefa, jeśli to na tym mu zależało. Nie miała zamiaru wdawać się z nim w słowne potyczki.
Reakcja Michaela trochę zbiła ją z tropu. Spodziewała się, że zobaczy na jego twarzy typowy dla niego szelmowski uśmiech, tymczasem on wpatrywał się w nią zdziwiony, nie okazując ani odrobiny rozbawienia. Postanowiła to wykorzystać. Odwróciła się na pięcie i weszła na zaplecze sklepu, zanim Hayboeck ochłonął ze zdumienia i otworzył usta, żeby coś jeszcze jej powiedzieć.
Rzadko paliła, właściwie tylko na imprezach w celach towarzyskich, bo nie przepadała za tym, ale widząc na stoliku paczkę papierosów Sary, nabrała ochoty na to, żeby poczęstować się jednym. Tak też zrobiła. Wyszła na zewnątrz przez tylne wejście, przysiadła na betonowym schodku i zaciągnęła się dymem. Dopiero kiedy wraz z wydechem jej ciało nieco się rozluźniło, uświadomiła sobie, jak bardzo była zdenerwowana.
Musiała przyznać przed samą sobą, że była w tej sytuacji pewna ironia. Kiedy ona przez lata wzdychała do niego i marzyła o chociaż odrobinie uwagi z jego strony, on w ogóle jej nie zauważał. Teraz, kiedy jedyne czego chciała, to zapomnieć o nim, on pojawiał się znikąd i starał się nawiązać kontakt. Nie wierzyła w to, że zjawił się w jej kwiaciarni przez przypadek. Musiał przejechać prawie pół miasta, żeby się tu znaleźć, mijając po drodze niezliczoną liczbę innych kwiaciarni, w większości oferujących lepsze usługi niż ta. Zależało mu na tym, żeby się z nią spotkać. Dlaczego? Im dłużej się nad tym zastanawiała, tym bardziej cieszyła się z tego, że nie została przy ladzie i nie pozwoliła mu na zrealizowanie swojego celu. Nie miała pojęcia, czego chciał, ale z całą pewnością nie było to nic dobrego dla niej.
Hayboeck nigdy nie chciał niczego dobrego dla nikogo oprócz samego siebie i może czasem Stefana. Sukcesy i sława przyszły do niego za wcześnie, zanim zdążył nauczyć się pokory. Już jako dzieciak robił wszystko to, na co miał ochotę, bo pozwalały mu na to pieniądze z wygranych konkursów, kontraktów reklamowych i od sponsorów. Nie zastanawiał się, czy rani kogoś swoim zachowaniem. A ranił wiele osób. Wystarczy wspomnieć wszystkie dziewczyny, które podrywał, a następnie porzucał, kiedy już mu się znudziły. Chodził z imprezy na imprezę, bo dzięki swojej sławie na każdej był królem znajdującym się w centrum uwagi, a bycie w centrum uwagi to trzecia rzecz, którą uwielbiał, zaraz po wygrywaniu konkursów i seksie z pięknymi fankami. Życie było wtedy dla niego jak piękny sen, który skończył się równie niespodziewanie, jak zaczął. Hulaszczy tryb życia przełożył się na jego wyniki, które z zawodów na zawody były coraz słabsze. Kiedy pierwszy raz zamiast na Puchar Świata trener wysłał go na Puchar Kontynentalny, Michael tupnął nogą, spakował manatki i wyjechał z Innsbrucka. Od tamtej pory nikt go w mieście nie widział, nawet jego własna rodzina. Aż do teraz.
Annika myślała o tym wszystkim, paląc papierosa. Żałowała, że nie dostrzegała tego wszystkiego dwa lata temu. Gdyby wtedy wiedziała, jaki naprawdę jest Michael, jej życie wyglądałoby teraz zupełnie inaczej. Nie rozpaczała już nad tym, co się kiedyś wydarzyło. Teraz była po prostu wściekła na niego za to, że zamiast pozwolić jej w spokoju wszystko sobie poukładać, wracał i ją nękał i to tylko dlatego, że miał taki kaprys.
Papieros pomógł jej ukoić nerwy na tyle, żeby mogła wrócić do pracy. Oczywiście najpierw upewniła się, że Hayboeck wyszedł z kwiaciarni, a dopiero później opuściła zaplecze.
― Nie musiałaś być dla niego taka niemiła ― Sara od razu skomentowała sytuację, która przed chwilą miała miejsce. Nie byłaby sobą, gdyby tego nie zrobiła.
― Owszem, musiałam ― odpowiedziała Annika z przekąsem. ― Mówił coś jeszcze, kiedy wyszłam?
Sara wzruszyła ramionami, chyba urażona jej tonem.
― Nie za bardzo. Chciał kupić bukiet dla mamy, więc pomogłam mu jakiś wybrać. Ale był bardzo uprzejmy ― dodała z wyrzutem.
Annika nie chciała się kłócić, dlatego darowała sobie pouczanie Sary o tym, że lepiej jest trzymać język za zębami, jeśli nie jest się dobrze zorientowanym w jakiejś sytuacji.
― Dobrze, że chociaż dla ciebie ― rzuciła tylko, po czym wróciła do układania swojego bukietu.
― Mogę tylko zapytać, dlaczego jesteś na niego taka cięta? ― Sara nie odpuszczała.
― Źle mnie kiedyś potraktował ― zaczęła ostrożnie Annika. Nie chciała mówić koleżance za dużo, a coś powiedzieć musiała, bo wiedziała, że inaczej ta nie da jej spokoju. ― Bardzo mnie zranił i nie przeprosił za to. Właściwie to jestem pewna, że nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, jak podle się zachował. Po prostu jest złym człowiekiem i dlatego nie chcę mieć z nim do czynienia.
― Może powinnaś dać mu szansę? ― zasugerowała Sara, tym razem jednak brzmiała niepewnie. ― Skąd wiesz, że nie przyjechał tu właśnie po to, żeby cię przeprosić?
Annika zaśmiała się śmiechem, w którym nie było słychać rozbawienia.
― Po prostu to wiem ― odpowiedziała krótko, dając w ten sposób do zrozumienia Sarze, że już nic więcej w temacie Michaela nie powie.
Zapadła cisza od czasu do czasu przerywana przez klientów. Minęła niecała godzina nim Sara znowu się odezwała. Na szczęście już nie po to, żeby rozmawiać o Michaelu.
― Słuchaj... ― zaczęła niepewnie. ― Wybieram się jutro z Agnes do Fantasmagorii, może chciałabyś pójść z nami? Obiecałam, że dam ci spokój na trzy miesiące, wiem, ale ta obietnica dotyczyła wyjść do klubów, a Fantasmagoria to przecież restauracja, więc co ty na to? ― z każdym słowem mówiła coraz szybciej, zupełnie tak, jakby ją to stresowało.
Annika była zaskoczona tym nagłym zaproszeniem. Najbardziej zastanawiało ją to, dlaczego Sarze tak bardzo zależy na tym, żeby spotykać się z nią po pracy. Ostatnio pokazała jej, jak bardzo jest nierozrywkowa, poza tym dzisiaj nie była dla niej zbyt miła. W swojej opinii była najgorszym możliwym towarzyszem na piątkowy wieczór. Uznała, że najlepiej będzie o to zapytać.
― Agnes ostatnio bardzo cię polubiła i chciała spędzić z tobą więcej czasu ― właśnie taką odpowiedź otrzymała od Sary.
Wprawiło ją to w jeszcze większą konsternację. Początkowo nie mogła sobie przypomnieć, kim jest Agnes, a kiedy dotarło do niej, że to ta dziewczyna, którą Sara przyprowadziła ze sobą na ich ostatnie spotkanie w klubie, jej zdziwienie urosło do jeszcze większych rozmiarów.
― Agnes? Przecież wymieniłam z nią może dwa zdania ― zauważyła.
― No i właśnie dlatego chciała cię lepiej poznać. Obie uznałyśmy, że restauracja będzie lepszym miejscem od klubu. Posiedzimy spokojnie, zjemy coś dobrego, wypijemy po drinku i pogadamy. ― Uśmiechnęła się, chcąc jeszcze bardziej zachęcić Annikę do tego pomysłu.
Wszystko to brzmiało kusząco nawet bez dodatkowej motywacji w postaci uśmiechu Sary. Fantasmagoria była kiedyś ulubioną restauracją Anniki. Często odwiedzała ją z przyjaciółkami, bo nie dość, że jedzenie, które tam podawali, było wyśmienite, to jeszcze robili to w taki sposób, że świetnie wyglądało na zdjęciach na Instagramie. Może najwyższa pora, żeby tam wrócić?
― Właściwie czemu nie ― stwierdziła wreszcie Annika.
Słysząc to, Sara uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
― Cudownie! O dwudziestej – pasuje ci?
Annika potwierdziła. Nie miała na jutrzejszy dzień żadnych planów, nawet tych związanych z pracą, bo akurat dostała wolne. Zamierzała po prostu oglądać seriale i właściwie to cieszyła się, że nie będzie musiała tego robić również wieczorem.
Ostatecznie nie oglądała seriali wcale. Nazajutrz obudziła się z myślą, że może ten dzień wykorzystać dużo lepiej. Skoro Michael zamierzał ją teraz śledzić, to niech chociaż zobaczy, że dobrze radzi sobie ze swoim życiem. Zaczęła od porannego joggingu tak, jak kiedyś miała w zwyczaju. Biegała 20 minut, bo tylko na tyle starczyło jej sił. Upokarzający fakt, zważywszy na to, że kiedyś potrafiła to robić przez półtorej godziny albo i jeszcze dłużej. Ale nie zamierzała się poddawać i po śniadaniu zabrała się za inne zajęcie, w którym kiedyś była dobra – zakupy. Potrzebowała czegoś, co mogłaby ubrać na wieczorne wyjście z Sarą i Agnes. Zdecydowała się na czerwoną sukienkę na cienkich ramiączkach, która jej zdaniem idealnie pasowała do klimatu panującego w restauracji. Później, korzystając z tego, że w galerii handlowej znajdował się salon kosmetyczny i fryzjerski, zrobiła sobie paznokcie i podcięła zniszczone końcówki włosów. Proste rzeczy, ale sprawiły, że po powrocie do domu czuła się dużo lepiej niż wtedy, gdy z niego wychodziła.

Dotarła na miejsce chwilę po dwudziestej, jednak Sary i Agnes jeszcze nie było – nie widziała ich ani przy wejściu, ani w środku. Trochę ją to zirytowało. Stała przez to przy drzwiach i szukała w telefonie numeru Sary, żeby do niej zadzwonić, bo nie wiedziała nawet, czy koleżanka zarezerwowała stolik, czy nie. A przecież zjawiła się później specjalnie po to, żeby uniknąć takiej sytuacji. Na domiar złego Sara nie odbierała. Annika westchnęła głośno, nie bardzo wiedząc, co teraz zrobić. Musiał usłyszeć to przechodzący obok kelner, bo zbliżył się do niej i z uprzejmym uśmiechem zapytał, czy może w czymś pomóc. Nie zdążyła odpowiedzieć, bo uprzedził ja ktoś stojący za nią.
― Nie trzeba ― usłyszała znajomy głos, który sprawił, że po jej plecach przebiegł nieprzyjemny dreszcz. ― Ta pani jest ze mną.
Już drugi raz tego dnia reagowała w ten sposób na jego głos. Czy on naprawdę musiał dręczyć ją nawet w jej ulubionej restauracji? Skąd wiedział, że tu będzie? Nie wystarczyło mu nachodzenie ją w pracy, musiał jeszcze psuć jej wieczór?
Kelner w odpowiedzi kiwnął głową, po czym odwrócił się i odszedł. Annika również się odwróciła, ale w stronę Michaela, z zamiarem powiedzenia mu kilku niemiłych słów, jednak on znowu ją uprzedził.
― Nie rób scen, proszę cię ― mówił dużo ciszej, niż wcześniej do kelnera. ― Usiądźmy przy stoliku i porozmawiajmy, dobrze?
Nie miała zamiaru go słuchać. Dobrze wiedział, że z własnej woli nie zgodziłaby się na to spotkanie, dlatego podstępem próbował ją do tego zmusić. Krew w jej żyłach zagotowała się gniewem, który potrafił w niej wzbudzić tylko on.
― Nie chcę mieć z tobą nic do czynienia, nie rozumiesz? ― każde słowo wychodziło z jej ust powoli, każde było przepełnione złością i obrzydzeniem.
I znów obróciła się na pięcie, znów ruszyła w kierunku wyjścia. Odstawiła scenę w swojej ulubionej restauracji, ale trudno, Michaelowi się to należało. Trzymając rękę na klamce od drzwi, zaczęła się zastanawiać, jak to możliwe, że tak łatwo się poddał, skoro zadał sobie tyle trudu, żeby w ogóle ją tu zwabić, ale wtedy właśnie poczuła, jak jego dłoń zaciska się na jej nadgarstku.
― Ann, proszę cię ― powiedział cicho, niemal błagalnie.
Już miała wytłumaczyć mu jeszcze dobitniej, że nie ma zamiaru, po tym wszystkim, co jej zrobił, dać mu się tak po prostu zaprosić na kolację, ale zawahała się. Spojrzała w jego oczy i tym razem zamiast chłodu zobaczyła w nich tego zagubionego chłopca, którego widziała w nim kiedyś. Jak to możliwe? Manipulował nią, czy na chwilę stracił panowanie nad sobą i pokazał swoje prawdziwe, bezbronne oblicze? Tak czy inaczej, cała jej złość nagle zniknęła i nim zdążyła się zorientować, co robi, pokiwała głową na znak zgody i poszła za nim do jego stolika.
Zastanawiała się, co powinna teraz zrobić. Siedziała na krześle z czarnym aksamitnym obiciem i chcąc uniknąć spojrzenia Michaela, wpatrywała się w samotną herbacianą różę stojącą w przezroczystym flakonie na środku stołu nakrytego nieskazitelnie białym obrusem. Nadal mogła wyjść z restauracji i wrócić do domu, ale czy na pewno tego chciała? Ostatecznie nic nie straci na tym, że spędzi z Hayboeckiem te dwie godziny. Może kiedy już wyjaśni, czego od niej chce, da jej wreszcie spokój i przestanie ją nachodzić? Skoro już i tak tu była, mogła się o tym przekonać, a przy okazji zjeść jeszcze dobrą kolację, na którą, mimo wcześniejszej złości, wciąż miała ochotę.
― Przepraszam cię za ten podstęp ― Michael przerwał milczenie po dłuższej chwili, kiedy kelner zdążył już podejść do nich i zostawić dwie karty dań, a następnie wrócić i przyjąć zamówienie. ― Wiedziałem, że inaczej nie zechcesz się ze mną spotkać.
― I nie pomyliłeś się ― przytaknęła Annika.
Michael patrzył na nią wyczekująco. Chyba liczył na to, że powie coś jeszcze i poprowadzi dalej rozmowę, ale ona nie zamierzała mu niczego ułatwiać.
― Nie złość się też na tę swoją koleżankę z kwiaciarni, ona naprawdę chciała dobrze, a ja to podle wykorzystałem.
― Nie wątpię ― znowu krótko skwitowała Ann.
Pierwszy raz, odkąd go znała, sprawiał wrażenie zmieszanego, co napawało ją satysfakcją. Warto było zostać w restauracji chociażby po to, żeby go takim zobaczyć.
― Ann... ― zaczął, po czym od razu przerwał, jak gdyby nie mogąc znaleźć dalszych słów. ― Chciałem się z tobą spotkać, żeby cię przeprosić. Wiem, że ta kolacja, ani w ogóle nic nie wynagrodzi ci tego, co zrobiłem, ale chciałbym, żebyś chociaż dała mi szansę.
― Szansę na co?
Była bezlitosna. Z przyjemnością patrzyła na to, jak nerwowo zaciska dłonie leżące na stole, by chwilę później zanurzyć je pod obrusem, zapewne po to, żeby wytrzeć w spodnie pokrywający je pot. Nie miała pojęcia, dlaczego nagle przebywanie w jej towarzystwie stało się dla niego takie stresujące, ale podobało jej się to, że pierwszy raz to nie ona z ich dwojga miała problem ze sformułowaniem prostego zdania w obecności tego drugiego.
― Na przekonanie cię do tego, żebyś mi wybaczyła.
― Wątpię, żeby było cię na to stać.
Sama była zaskoczona swoim chłodem i opanowaniem. Nigdy nie sądziła, że będzie w stanie tak z nim rozmawiać.
― Mimo wszystko chcę spróbować ― w jego głosie słychać było zadziwiającą determinację. Zupełnie tak, jakby rozmawiali o zdobyciu złotego medalu Igrzysk Olimpijskich, a nie uzyskaniu przebaczenia od dziewczyny, która wprawdzie była siostrą jego najlepszego przyjaciela, ale zupełnie nic dla niego nie znaczyła.
― Proszę bardzo ― odpowiedziała, wzruszając ramionami.
Kelner przyniósł pierwsze danie, które zaczęli jeść w milczeniu.
― Czemu tak nagle zaczęło ci zależeć na tym, żebym ci wybaczyła?
Zamierzała pozostać chłodna i nie odzywać się, dopóki to nie będzie konieczne, ale ciekawość wzięła górę. Pożałowała tego, gdy tylko z jej ust wydostało się pierwsze słowo.
Michael nie odpowiedział od razu – najpierw przełknął kęs, który aktualnie przeżuwał. Annika miała wrażenie, że celowo to przedłuża, chcąc ją zirytować i pokazać, że wcale nie panuje nad sytuacją tak, jak by chciała.
― W ciągu ostatnich dwóch lat miałem dużo czasu, żeby zastanowić się nad swoim życiem i zrozumiałem, jak bardzo cię skrzywdziłem. Zresztą nie tylko ciebie. Skrzywdziłem moją matkę, bo musiała patrzeć na to, jak jej ukochany syn się stacza i nie mogła nic z tym zrobić; skrzywdziłem ojca, bo zamiast powodem do dumy, stałem się jednym wielkim rozczarowaniem; skrzywdziłem braci, bo nie pozwoliłem im żyć w normalnej rodzinie, w której nie byłoby codziennie awantur; skrzywdziłem najlepszego przyjaciela, bo zraniłem i upokorzyłem jego siostrę, na której zależało mu bardziej niż na kimkolwiek innym; skrzywdziłem kolegów z drużyny, bo ciągnąłem ich za sobą na złą drogę, daleką od tej, która prowadzi do sportowych sukcesów; skrzywdziłem wiele dziewczyn, które kochały się we mnie, a ja potraktowałem je jak przedmioty do zaspokojenia moich potrzeb; skrzywdziłem wszystkich tych, którzy we mnie wierzyli, a ja tak bardzo ich zawiodłem. Nigdy nie naprawię wszystkich tych krzywd, wiem o tym. Będą do mnie wracać każdej nocy, każdego dnia będę widzieć żal w oczach najbliższych i nic nie będę mógł z tym zrobić. Chcę, żebyś mi wybaczyła, bo może wtedy chociaż trochę łatwiej będzie mi spojrzeć na siebie w lustrze i w ogóle wytrzymać z samym sobą. Bo uwierz mi, ciężko jest żyć, kiedy ma się tyle na sumieniu. Nie mówię tego po to, żebyś się nade mną zlitowała – chcę tylko, żebyś mnie zrozumiała.
Annika słuchała tych słów, nie mogąc uwierzyć, że płyną z ust Michaela. Czy mówił szczerze? Czy to w ogóle możliwe, żeby tak bardzo się zmienił w przeciągu zaledwie dwóch lat? Że był w stanie dokonać rachunku sumienia i uświadomić sobie, ile zła wyrządził? Miała w głowie mętlik. Patrzył na nią przejęty, jak gdyby w oczekiwaniu na wyrok, a ona nie potrafiła wydobyć z siebie głosu.
― Rozumiem ― powiedziała wreszcie. ― Z jakiegoś powodu nagle odezwały się w tobie wyrzuty sumienia, z którymi ciężko ci żyć, więc przepraszasz mnie, żeby je uciszyć. Nie sądzisz, że to trochę egoistyczne?
Michael skrzywił się tak, jakby te słowa sprawiły mu fizyczny ból.
― Chyba tak... Nie zastanawiałem się nad tym ― odpowiedział cicho. ― Nie będę miał ci za złe, jeśli nie zechcesz dać mi szansy. Wyjdziemy stąd, pożegnamy się i już nigdy więcej nie będę ci się naprzykrzał.
Wyglądał jak zbity pies. Siedział ze spuszczoną głową i wyłamywał sobie palce. To niesamowite, ale sumienie naprawdę musiało go ruszyć. Jakaś część niej była zadowolona z tego widoku. Chciała, żeby cierpiał, bo zasługiwał na to. Miała ochotę roześmiać się, po czym oznajmić, że nie ma mowy o żadnym wybaczaniu i niech go sobie zjadają te jego wyrzuty sumienia, bardzo dobrze, ona z przyjemnością na to popatrzy, oczywiście ze stosownej odległości. Chciała, żeby tak jak ona nie mógł znaleźć dla siebie miejsca, żeby każda czynność wydawała mu się bezsensowna, żeby nic nie sprawiało mu radości. Chciała, żeby każdej nocy przed zaśnięciem widział w myślach jej twarz, tak jak ona widziała jego. Pragnęła zemsty, która znajdowała się teraz przed nią na wyciągnięcie ręki. Ale była za dobra, żeby po nią sięgnąć.
― Dam ci szansę. Wierzę, że w głębi serca jesteś dobrym człowiekiem ― powiedziała.
Stefan chyba by ją zabił, gdyby to usłyszał, a ona nie miałaby o to do niego pretensji. Dobrze wiedziała, że Michael to osoba, której nie można ufać, a jednak właśnie to zrobiła. Uwierzyła w to, co mówił, nie mając pewności, czy nie chce jej po prostu wykorzystać w jakimś nieznanym jej jeszcze celu. Czy była naiwna? Być może. A może Michael naprawdę dojrzał do zmiany i tylko ona mogła mu w niej pomóc? Musiała się o tym przekonać – dla spokoju sumienia.
― Dziękuję ― odparł Hayboeck i zabrzmiało to tak szczerze, że niemal całkiem rozwiało jej wątpliwości.
― Co teraz zrobisz? Zabierzesz mnie na Bergisel, przeskoczymy przez płot, bo dziwnym trafem będzie o tej porze zamknięta, a potem wejdziemy na samą górę, siądziemy na belce i stamtąd będziemy podziwiać panoramę Innsbrucka, a wtedy ty opowiesz mi o swoim trudnym dzieciństwie, które sprawiło, że jesteś taki, jaki jesteś i w ten sposób ostatecznie przekonasz mnie do tego, żebym ci wybaczyła? ― zażartowała, chcąc trochę rozluźnić atmosferę.
Michael westchnął z zakłopotaniem, po czym podrapał się po głowie.
― Skąd wiedziałaś? ― zapytał.
Ann zaśmiała się. Musiała przyznać, że dobrze podłapał jej żart – zabrzmiał bardzo wiarygodnie. Minęła dłuższa chwila, nim uświadomiła sobie, że w przeciwieństwie do niej, on zadał to pytanie poważnie.
― Mówisz serio? ― musiała się upewnić.
― Noo, wydawało mi się to oryginalne i... nie wiem, romantyczne? ― odpowiedział, jeszcze bardziej zmieszany.
― Och ― tylko tyle była w stanie z siebie wydobyć.
― Cóż, w tej sytuacji, skoro zepsułaś mi niespodziankę, po kolacji będę musiał odwieźć cię do domu i wymyślić coś nowego na kolejne spotkanie. ― Uśmiechnął się nieśmiało.
Kolejne spotkanie z Michaelem. Musiała przyznać, że nie brzmiało to już tak strasznie, jak jeszcze kilka godzin wcześniej.
― Chyba nie masz innego wyjścia ― potwierdziła po chwili wahania.

Czytasz? Komentujesz?

Obserwatorzy