Michael
wiele razy wyobrażał sobie dzień swojego powrotu do domu. W jego
wizjach był on ciepły i słoneczny, dzięki czemu już z daleka z
okien pociągu mógł dostrzec majestatyczne góry otaczające
miasto. Innsbruck witał go z otwartymi ramionami tak, jak miłosierny
ojciec wita swojego marnotrawnego syna. A on, Michael, stawał na
jego ziemi z uśmiechem i poczuciem, że teraz, gdy już uporządkował
swoje życie, wszystko wróci do normy.
Ale
było zupełnie inaczej.
Gęsta
mgła od samego początku podróży uniemożliwiała mu obserwowanie
zmieniających się za oknem krajobrazów, dlatego nie widział
swoich ukochanych gór nawet wtedy, gdy pociąg znalazł się już na
obrzeżach miasta. Na peronie nikt na niego nie czekał. Nikt nie
otwierał na jego widok ramion, nikt nie oferował pomocy z ciężką
torbą podróżną. Na domiar złego nie mógł złapać żadnej
taksówki, a z każdą chwilą moknął coraz bardziej w strumieniach
rzęsistego deszczu spływającego z ołowianych chmur.
Innsbruck
z całą pewnością nie był do niego nastawiony przychylnie. A on
sam jeszcze nigdy nie był tak daleki od uporządkowania swojego
życia jak teraz.
Wyjechał dwa lata temu, kiedy wszystko nagle zaczęło się psuć.
Problemy nawarstwiały się z każdym dniem, a on nie umiał ich
rozwiązać, bo im bardziej się starał, tym gorzej było. Ucieczka
wydawała mu się wtedy jedynym rozwiązaniem. Opuścił miasto z
nadzieją, że kiedy do niego wróci, tamte wydarzenia będą już
tylko przykrym, aczkolwiek niewiele znaczącym wspomnieniem. W ciągu
tych dwóch lat zmądrzał jednak na tyle, aby zrozumieć, że swoje
problemy może rozwiązać tylko u ich źródła. Zatoczył
bezsensowne koło i niepotrzebnie stracił czas - przyjechał do
Innsbrucka w tym samym celu, w którym z niego wyjechał.
Decyzja
o powrocie była zupełnie spontaniczna. Z dnia na dzień samotność,
która tak bardzo cieszyła go w ciągu minionych dwóch lat, nagle
stała się nie do zniesienia. Już kilka miesięcy wcześniej
zaczynała mu ciążyć, ale nie odczuwał jej tak bardzo, gdy
podczas sezonu zimowego większość czasu spędzał na wyjazdach z
kolegami z reprezentacji i sztabem szkoleniowym. Teraz, gdy nadeszła
wiosna, a jego jedynym towarzyszem pozostał siedemdziesięciocalowy
telewizor, po prostu zatęsknił za ciepłem i gwarem rodzinnego
domu. Wtedy wydawało mu się, że dokonał rezerwacji na pociąg pod
wpływem impulsu, ale teraz, gdy podczas podróży taksówką
analizował ostatnie miesiące swojego życia, zrozumiał, że myśl
o powrocie do Innsbrucka zaistniała w jego głowie już dawno.
Nie
było go tu całe dwa lata, a miał wrażenie, jakby minął jeden
dzień. Ulice w sąsiedztwie jego domu w ogóle się nie zmieniły.
Te same idealnie przystrzyżone trawniki i krzewy, te same kałuże
tworzące się na jezdniach przy studzienkach kanalizacyjnych i może
tylko nieco nowsze modele aut zaparkowanych na przydomowych
podjazdach. Tak, to miejsce było zdecydowanie jedynym na świecie, w
którym mógł uporządkować swój życiowy bałagan.
Wiele
razy wyobrażał sobie pogodę, jaka będzie towarzyszyła jego
powrotowi, a nigdy nie zastanawiał się nad tym, jak przywita się z
rodziną. Dlatego teraz stał przed drzwiami wejściowymi, nie będąc
nawet do końca pewnym, czy wciąż ma prawo po prostu wejść do
środka, czy może raczej powinien najpierw zadzwonić. Po dłuższej
chwili zdecydował się na drugą opcję, która wydawała mu się
bezpieczniejsza.
Minęły
całe wieki, nim w drzwiach wreszcie pojawił się Alex. Całe wieki,
w czasie których Michael trząsł się ze zdenerwowania i liczył w
myślach uderzenia łomoczącego serca. Właśnie dlatego na widok
brata i jego ironicznego uśmieszku wcale nie doznał przypływu
braterskich uczuć, ale raczej oburzenia faktem, że tak kłopotliwe
dla niego zawirowania życiowe mogą być dla kogokolwiek powodem do żartów.
— Z
czego się tak cieszysz, gówniarzu? — burknął, powoli podnosząc
z drewnianej podłogi ganku swój ciężki bagaż.
Alex
uśmiechnął się jeszcze szerzej i jeszcze bardziej szelmowsko,
wyciągnął jednak rękę po jedno z ramion torby.
—
Bardziej spodziewałbym się wizyty świętego Mikołaja, niż twojej
— odpowiedział, niezrażony wrogim nastawieniem brata.
—
Święty mikołaj w czerwcu? Nie bądź śmieszny, on nie odwiedziłby
cię nawet w grudniu — zripostował Michael, wchodząc do wnętrza
domu.
Alex
roześmiał się, a ku zdziwieniu Michiego, nie było w tym nic
złośliwego.
—
Ciebie też miło widzieć, bracie — powiedział młodszy. —
Przepraszam za to chłodne powitanie.
Słysząc
to szczere wyznanie, Michael złagodniał. Uśmiechnął się, a
następnie uścisnął Alexa, starym zwyczajem mierzwiąc mu przy tym
starannie ułożone włosy. W odwecie za to, również jak za dawnych
lat, oberwał pięścią w ramię.
—
Alex? Kto przyszedł? — Głos matki przerwał tę wymianę
braterskich czułości.
Michi
momentalnie zesztywniał, a Alex, który również wyczuł powagę
sytuacji, odchrząknął nerwowo.
—
Mamy gościa, mamo! — odkrzyknął w głąb domu.
Ta
odpowiedź nie usatysfakcjonowała Brigitte. Chwilę później
zjawiła się w przedpokoju, żeby poznać tożsamość przybysza. Te
kilka sekund, na które zamarła w zdziwieniu, wydały się
Michaelowi jeszcze dłuższe niż czas, który spędził na czekaniu,
aż Alex otworzy mu drzwi do domu.
—
Michi... — wychrypiała przez ściśnięte gardło.
W ciągu
minionych dwóch lat ona również nic się nie zmieniła. Wciąż
była doskonale znaną Michiemu mamą spędzającą większość swojego czasu w kuchni w
sfatygowanym fartuszku. A jednak
teraz nie umiał odczytać myśli kłębiących się w jej głowie,
dlatego wciąż wpatrywał się w nią w nerwowym oczekiwaniu.
Rozluźnił się dopiero wtedy, gdy na jej twarzy pojawił się
nieśmiały uśmiech, a ona sama chwilę później zamknęła go w
mocnym uścisku swoich miękkich ramion.
—
Przepraszam, mamo — powiedział cicho drżącym z przejęcia
głosem. — Zachowałem się jak idiota.
Brigitte
odsunęła się od niego, nie zabierając jednak dłoni zaciśniętych
na jego ramionach i zadarła głowę, aby móc spojrzeć prosto w
jego oczy.
—
Jesteś dorosły i masz prawo robić ze swoim życiem, co tylko ci
się podoba — oznajmiła poważnym tonem. — Ale cieszę się,
przyjechałeś. Tęskniłam za tobą — dodała, potwierdzając
swoje słowa szerokim uśmiechem, który szybko jednak ustąpił
miejsca na jej twarzy wyrazowi wzruszenia.
Odwróciła
głowę i dwoma szybkimi ruchami ręki starła łzy wypływające z
jej oczu. Michael wiedział, że były to łzy radości, ale mimo
tego poczuł ogromną złość na siebie samego. Znał matkę na tyle
dobrze, aby móc się domyślać, że płakała również wtedy,
kiedy wyjechał i nie było w tamtych łzach niż pozytywnego. Co on
sobie wyobrażał? Opuścił dom z dnia na dzień, bez żadnego
pożegnania, a jedyne wytłumaczenia zawarł w krótkim liście
będącym dowodem jego tchórzostwa. Zmienił numer telefonu, usunął
konto na Facebooku i tylko czasem kontaktował się ze swoim drugim
bratem – Stefanem, ale tylko po to, żeby zapewnić swoją rodzinę,
że wciąż żyje. Jak okropnie musiała czuć się wtedy jego matka?
—
Mamo, nie płacz, proszę — powiedział, jak gdyby fakt, że teraz,
przy nim, powstrzyma się od płaczu i wróci do niego dopiero potem,
gdy on już nie będzie widział, mógł w jakiś sposób załagodzić
jego wyrzuty sumienia.
— Już
dobrze. — Brigitte spojrzała na niego ponownie, wcześniej
mrugając kilkakrotnie, żeby odpędzić ostatnie łzy. — Zaraz
opowiesz mi, co u ciebie słychać, ale najpierw usiądź w salonie i
poczekaj chwilę, bo ja muszę trochę ogarnąć twój pokój. Na
miłość boską, mogłeś dać znać, że przyjedziesz! Alex, na co
ty czekasz? — niespodziewanie zwróciła się do młodszego z
synów, sprawiając, że ten aż podskoczył ze zdziwienia. — Zrób
bratu jakąś herbatę i zanieś jego rzeczy na górę. — Przerwała
na chwilę, żeby móc wziąć głębszy oddech. Monolog wyraźnie ją
zmęczył. — Na długo przyjechałeś? — Kiedy Alex wyszedł,
ciągnąc po podłodze torbę i nie zważając na protesty Michaela,
ponownie skupiła uwagę na starszym synu.
— Na
stałe. — Nie mógł powstrzymać uśmiechu, który pchał się na
jego usta. — Już nigdzie się stąd nie wybieram.
*
Szelest
wstążek i plastikowej folii, rytmiczne kliknięcia sekatora i
ciężki zapach kwiatów – kilka haseł, którymi najłatwiej
opisać codzienność Anniki.
Doskonale
pamiętała swój pierwszy dzień pracy w kwiaciarni. Mocna różana
woń uderzyła w jej nozdrza od razu po przekroczeniu progu lokalu,
powodując duszności. Wiele czasu minęło, nim do niej przywykła.
Przez pierwsze tygodnie prześladowała ją nawet w domu. Nie
pomagała zmiana ubrań – jej skóra i włosy były przesiąknięte
kwiatowym zapachem aż do głębi. Większą część pierwszej
wypłaty przeznaczyła na perfumy mocniejsze od dotychczasowych oraz
liczne kadzidełka i świeczki zapachowe, które miały za zadanie
zamaskować niechcianą woń w jej własnym domu. Tak sobie radziła
przez pewien czas, aż wreszcie pewnego dnia zauważyła, że zapach
kwiaciarni stał się dla niej obojętny. Nie zastanawiała się nad
tym – po prostu przyjęła ten fakt z ulgą.
Praca w
kwiaciarni miała być rozwiązaniem tymczasowym. Miała odwrócić
uwagę od kilku przykrych myśli, które za bardzo zaprzątały jej
głowę, a potem stać się tylko podpunktem w jej ubogim CV. Jakoś
tak wyszło, że Ann pozostawała tam już przez półtora roku i nie
zanosiło się na to, aby miała odejść. Nie chodziło o to, że
tak bardzo lubiła tę pracę – po prostu nie miała pomysłu na
inne zajęcie dla siebie.
Tego
dnia ruch był niewielki, dlatego większość czasu spędzała na
wykonywaniu zamówionych bukietów. Dwa złożone wyłącznie z
czerwonych róż, a jeden z nich tak ogromny, że pod sam koniec
miała problemy z obwiązaniem go ozdobną wstążką. Posypując
kwiaty odrobiną srebrnego brokatu, zastanawiała się, czy nadejdzie
kiedyś w jej życiu taki dzień, gdy to ona dostanie od kogoś taki
bukiet. Niestety, nie zanosiło się na to w najbliższej
przyszłości.
Komponując
takie bukiety, często rozmyślała nad tym, jacy są mężczyźni,
którzy je zamawiają i dlaczego to robią. Niepoprawni romantycy
będący w stanie wydać pół niewielkiej pensji na drobną
przyjemność dla ukochanej, czy może raczej majętni cwaniacy,
którzy za pomocą wielkiego gestu próbowali ukryć swoje zdrady? W
ciągu półtora roku pracy Annika stworzyła kilka takich portretów
i sprawdzanie ich zgodności z rzeczywistymi klientami stanowiło
rozrywkę urozmaicającą jej codzienną rutynę.
—
Jeszcze trzy godziny. — Głośny jęk Sary stojącej obok przy
ladzie wyrwał Annikę z jej rozmyślań. — Dlaczego ten czas się
tak nie dłuży, kiedy robię przyjemne rzeczy?
Annika
uśmiechnęła się w odpowiedzi. Już dawno zauważyła, że Sara
lubi prowadzić długie monologi i jedyne, czego jej trzeba, to
jakiejś oznaki zrozumienia dawanej od czasu do czasu przez
słuchacza.
Była
dwa lata starsza od Anniki i pracowała niewiele dłużej od niej z
tą tylko różnicą, że jednocześnie również studiowała. Z
tego powodu spotykały się na zmianie właściwie tylko w soboty i
czasem w ciągu tygodnia. Annice to nie przeszkadzało. Lubiła Sarę,
ale nie wytrzymałaby, gdyby miała słuchać jej gadania po osiem
godzin dziennie sześć razy w tygodniu.
—
Czasem sobie myślę, że mam ogromnego pecha. Gdybym była córką
jakiegoś milionera, nie musiałabym tu pracować... Nie musiałabym
nawet studiować. Wyszłabym za mąż za równie bogatego faceta i...
— przerwała niespodziewanie. — O mój Boże — westchnęła.
Annika
oderwała spojrzenie od swojego bukietu i przeniosła je na Sarę.
Takie gwałtowne przerwanie wypowiedzi było do niej zupełnie
niepodobne. Wszystko jednak stało się jasne, kiedy Annika
zauważyła, w co, a raczej w kogo wpatruje się jej koleżanka.
Nieopodal wejścia do kwiaciarni stał mężczyzna, który z całą
pewnością nie należał do kategorii biednego romantyka. Ze swoim
idealnie dopasowanym garniturem, pod którym wyraźnie rysowały się
silne mięśnie ramion i lekkim uśmieszkiem czającym się na
przystojnej twarzy, bardziej pasował do typu bogatego cwaniaka.
Annika również zaczęła mu się przyglądać z zainteresowaniem,
jednak miała zupełnie inne motywy niż Sara.
—
Zabij mnie, on wygląda jak jebany Ryan Gosling — mruknęła tamta.
Annika
przewróciła oczami ze zniecierpliwieniem. Takie sytuacje miały
miejsce bardzo często, kiedy pracowały razem. Życie uczuciowe Sary
było tak ubogie, że musiała je urozmaicać wzdychaniem do
przypadkowych klientów. Co ciekawe, wszystkich tych, którzy wpadali
jej w oko, porównywała do Ryana Goslinga, albo Channinga Tatum. Do
nikogo innego, zupełnie tak, jakby ci dwaj byli jedynymi znanymi jej
aktorami.
— Jak
cię zabiję, nie będziesz mogła na niego patrzeć —
odpowiedziała Annika. Szeptem, ponieważ mężczyzna powoli zbliżał
się do lady, oglądając po drodze kwiaty umieszczone w wazonach.
Sara
sprawiała wrażenie, jakby jej nie usłyszała. Przybrała na twarz
szeroki uśmiech, kiedy nieznajomy klient wreszcie zaszczycił ją
swoim spojrzeniem.
—
Dzień dobry. W czym mogę pomóc? — Jej głos stał się o oktawę
wyższy niż zazwyczaj.
Kąciki
ust mężczyzny nieznacznie się uniosły. Dla Anniki wyglądało to
tak, jakby był rozbawiony reakcją Sary na jego wygląd, jednak ona
uznała to za przejaw zainteresowania, o czym świadczyło jej
pozornie mimowolne odrzucenie na plecy długich blond włosów i
przygryzienie dolnej wargi.
—
Dzień dobry. Zamawiałem tutaj duży bukiet czerwonych róż.
Annika
znała Sarę na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że niski i nieco
zachrypnięty głos mężczyzny przypadł jej do gustu. Mając
świadomość tego, że nikt na nią nie patrzy, pozwoliła sobie
pokręcić głową z rozbawieniem.
—
Ann, skończyłaś już ten bukiet? — Zadając to pytanie, Sara
nawet na ułamek sekundy nie oderwała wzroku od swojego klienta.
— Tak
— odpowiedziała Annika, przycinając ostatnią wstążkę.
Podniosła
bukiet z lady i podała go mężczyźnie. Uśmiechnął się
zawadiacko, kiedy ich spojrzenia się spotkały, a odbierając
kwiaty, musnął palcami jej dłoń. Była pewna, że nie zrobił
tego niechcący.
—
Jest cudowny. Bardzo pani dziękuję — powiedział, nawet na niego
nie patrząc.
— Nie
ma za co — odpowiedziała.
Odnosiła
dziwne wrażenie, że mężczyzna nie zamierza dać jej spokoju,
dlatego postanowiła go zignorować i zająć się sprzątaniem lady.
On jednak okazał się wytrwalszy, niż się spodziewała.
—
Ależ jest. To prawdziwe arcydzieło. — Jego głos stał się
jeszcze niższy i bardziej zachrypnięty.
Annika
poczuła, że nie może pozostać obojętna na jego próby podrywu.
Oparła ręce na ladzie, po czym uniosła głowę i poczęstowała go
słodkim uśmiechem. Nie musiała długo czekać, żeby odpowiedział
tym samym. Jego spojrzenie stawało się głębsze, podobnie jak
więź, która powoli zaczynała się między nimi wytwarzać. Gdzieś
obok Sara zakaszlała nerwowo, ale żadne z nich nie zwróciło na
nią uwagi. Kolejne jego słowa były tutaj zbędne. Annika doskonale
zdawała sobie sprawę z tego, w jakim napięciu czeka na jej krok i
dlatego postanowiła potrzymać go jeszcze dłużej w niepewności.
— To
będzie sto pięćdziesiąt euro — powiedziała wreszcie, nie
przestając się uśmiechać. — Płaci pan kartą, czy gotówką?
—
Słucham? — Zamrugał kilkakrotnie, wyraźnie zbity z tropu.
Uśmiech powoli zaczynał znikać z jego twarzy.
— Sto
pięć... — zaczęła powtarzać tym samym słodkim tonem.
—
Poproszę kartą — przerwał jej mężczyzna, a jego oschły ton
idealnie komponował się z zaciśniętą szczęką.
—
Koleżanka przyjmie płatność — odpowiedziała uprzejmie,
niezrażona jego niegrzecznością.
Sara
wpatrywała się w nią z niedowierzaniem wymieszanym ze
wściekłością, a kiedy Annika jedynie wzruszyła ramionami,
pokręciła głową z dezaprobatą, korzystając z tego, że
mężczyzna był zajęty szukaniem portfela w wewnętrznej kieszeni
marynarki. Przy przyjmowaniu płatności robiła, co mogła, żeby go
sobą zainteresować, ale po jego duchu kobieciarza nie było już
śladu. Nawet nie zauważył jej ponętnego spojrzenia i całkowicie
zignorował wesołe „do widzenia”. Po jego wyjściu Sara
pozostała niepocieszona.
— Co
z tobą nie tak? Sam Ryan Gosling zjawia się tutaj i próbuje cię
poderwać, a ty go tak po prostu spławiasz! — Gdy tylko zamknęły
się za nim drzwi, ruszyła z atakiem na Annikę.
— Po
pierwsze, to nie był Ryan Gosling. Ryan Gosling ma więcej klasy i z
całą pewnością lepszy podryw — odpowiedziała niewzruszona. —
A po drugie, jak myślisz, dla kogo kupował te kwiaty?
Sara
otworzyła usta, żeby odpowiedzieć, ale głos uwiązł jej w
gardle. W ciągu ułamka sekundy wyraźnie straciła swój zapał.
— No
właśnie. Koleś przychodzi tutaj i kupuje kwiaty z myślą o swojej
kobiecie, ale zupełnie mu to nie przeszkadza w podrywaniu
ekspedientki. Dziękuję za takie coś.
Sara
odwróciła wzrok i nerwowo zastukała palcami o blat lady. Widać
było, że zbiera myśli.
—
Przesadzasz — stwierdziła wreszcie. — Może to były kwiaty dla
jego matki?
— Dla
matki? — Annika musiała się powstrzymywać, żeby nie wybuchnąć
sarkastycznym śmiechem prosto w twarz koleżanki. — Takich kwiatów
nie kupuje się dla matki, chyba że cierpi się na kompleks Edypa.
— To
nie jest pierwszy facet, który cię podrywa. — Sara nie zamierzała
się poddawać. — Spławiasz wszystkich, nawet tych, którzy nie
kupują kwiatów dla swoich dziewczyn. Po prostu jesteś do nich
uprzedzona — podsumowała.
Ta
rozmowa coraz bardziej zaczynała działać Annice na nerwy.
Machnięciem ręki zrzuciła na podłogę resztki ozdób z lady z
zamiarem ich późniejszego pozamiatania.
— Po
prostu chwilowo nie jestem zainteresowana żadnym facetem.
— Bo
co? Bo masz studia na głowie, rodzinę na utrzymaniu, problemy
finansowe, którymi musisz się zająć? Daj spokój, Annika, sama
przyznasz, że twoje życie to jedna wielka nuda, a miły facet na
pewno by to zmienił.
Tego
było już za wiele. Annika aż zatrzęsła się ze złości.
Zacisnęła dłonie na pustej już ladzie, żeby powstrzymać chęć
uderzenia w coś.
— Nie
masz pojęcia o moim życiu, więc się w nie nie wtrącaj, okej? —
Nim zdecydowała się na odpowiedź, próbowała się uspokoić, ale
mimo tego jej głos był podniesiony.
Zmieszana
Sara odwróciła wzrok. Widocznie zrozumiała, jak niewłaściwe były
jej słowa. Minęła dłuższa chwila, w czasie której biła się z
myślami, nim ponownie odważyła się coś powiedzieć.
—
Przepraszam — zaczęła cicho. — Po prostu martwię się o
ciebie. Praca tutaj nie powinna być szczytem twoich aspiracji.
— I
nie jest — odpowiedziała zniecierpliwiona Annika. — To, że
aktualnie nie realizuję żadnego planu na życie, nie oznacza, że
takowego nie posiadam. Nie musisz się martwić — ostatnie zdanie
dodała już nieco łagodniejszym tonem.
Sara
uśmiechnęła się bez przekonania.
— A
może pójdziesz ze mną do klubu dzisiaj wieczorem?
Annika
potrafiła szybko się uspokoić, ale popadnięcie w ponowne
rozdrażnienie również nie zabierało jej dużo czasu. Chcąc dać
upust emocjom, westchnęła z irytacją.
— Nie
— odparła krótko, chcąc uciąć temat.
—
Dlaczego?
— Bo
żaden facet nie jest mi potrzebny do szczęścia.
—
Wcale nie musisz szukać sobie faceta na imprezie. Możesz po prostu
spędzić trochę czasu ze znajomymi, poznać nowych ludzi i dobrze
się bawić. — Sara pozostawała nieugięta.
—
Wciąż nie mam na to ochoty.
—
Dlaczego?
— Bo
wolę spędzać czas w przyjemniejszy sposób.
— Na
przykład?
— Na
przykład patrząc jak mój brat gra w Fifę z kolegami albo
obściskuje się z dziewczyną. — Annika wzbogaciła swoją
odpowiedź sztucznym uśmiechem.
—
Och, proszę cię! Co ci szkodzi? Tylko ten jeden raz! — Sara już
niemalże tupała nogą ze zdenerwowania.
—
Naprawdę myślisz, że jedna impreza w klubie doda mi sił witalnych
i zainspiruje do szukania pomysłu na życie? Chyba mylisz picie
alkoholu i uprawianie seksu w toalecie z kursem motywacyjnym albo
rekolekcjami wielkopostnymi.
—
Przezabawne. — Sara skrzywiła się sarkastycznie. — Nie wiem,
czy jesteś tego świadoma, ale spędzając piątkowy wieczór w domu
też nie odzyskasz chęci do życia.
—
Dobra, koniec tego. — Annika uniosła otwartą dłoń, chcąc dać
koleżance do zrozumienia, że nie ma ochoty na wysłuchiwanie
kolejnych jej argumentów. — Jeśli się zgodzę, dasz mi spokój i
już nigdy więcej nie będziesz próbowała urozmaicać mojego życia
towarzyskiego?
Cień
uśmiechu przebiegł przez twarz starszej z dziewcząt.
— Dam
ci spokój na najbliższe trzy miesiące.
—
Rok.
— Pół
roku. — Tym razem Sara nie potrafiła ukryć uśmiechu, który
stawał się coraz szerszy.
—
Niech będzie. — Annika westchnęła ze zrezygnowaniem.
Minęły
dwa lata, odkąd ostatni raz była na imprezie w klubie, przez co
miała problem z wyborem stroju. Pozbyła się większości ubrań z tamtego okresu życia, w tym wszystkich tych, które nadawały się
na wieczorne wyjścia, dlatego nic z jej garderoby nie wydawało jej
się odpowiednie. Wreszcie, po godzinie przeglądania bluzek i
spodni, doszła do wniosku, że skoro idzie tam tylko po to, żeby
zadowolić Sarę, to tak naprawdę jej wygląd nie ma znaczenia.
Zdecydowała się na czarne rurki i czarną koszulkę na cienkich
ramiączkach, która odsłaniała jej chude obojczyki. Włosy spięła
w wysoki, luźny kucyk, a usta pomalowała czerwoną szminką. Kiedy
była już gotowa, stanęła przed lustrem, żeby ocenić końcowy
efekt. Jej wzrok mimowolnie zatrzymał się na zdjęciach wiszących
obok na ścianie. Była taka radosna, kiedy robiła je razem z
przyjaciółkami... Dwa rozmiary grubsza, ale to właśnie przez to
jej błyszczące oczy wyglądały tak ładnie na okrągłej buzi z
dołeczkami w policzkach. Nigdy by nie przypuszczała, że w ciągu
dwóch lat tyle rzeczy ulegnie zmianie.
Potrząsnęła
głową, żeby odegnać melancholię. Za często i za łatwo jej się
ostatnio poddawała. Sara miała rację – potrzebowała jakiejś
zmiany. Problem polegał na tym, że Annika nie wiedziała, jakiej. Z
całą pewnością nie była to jednak zmiana trybu życia na
imprezowy.
Wyszła
z pokoju i zastukała do drzwi naprzeciwko. Dochodzące zza nich
odgłosy rozmowy i dziewczęcego chichotu natychmiast ucichły.
Chwilę później Annika usłyszała kroki zmierzające w jej stronę,
a po kilku następnych sekundach drzwi otworzyły się, ukazując jej
brata – Stefana.
—
Robisz coś ważnego? — spytała bez zbędnych grzeczności.
Stefan
wymownym gestem pchnął drzwi głębiej do środka, dzięki czemu
Annika mogła dojrzeć siedzącą na jego łóżku, machającą do
niej Marisę.
—
Marisa, robicie coś ważnego? — Wychyliła się ponad ramię
Stefana i z przesadnie uprzejmym uśmiechem zwróciła do jego
dziewczyny.
Brat
odsunął ją od siebie tą samą ręką, którą chwilę wcześniej
opierał się o drzwi. Kiedy już znalazła się w odpowiedniej
odległości, posłał jej pobłażliwe spojrzenie.
—
Właściwie to nie. Tak tylko sobie rozmawiamy — odpowiedziała
Marisa.
Słysząc
jej słowa, Stefan odwrócił wzrok od siostry i przeniósł go na
nią, zmieniając przy tym jednak wyraz twarzy. Jego mina mówiła
„Później się policzymy”. W odpowiedzi na tę niemą groźbę
Marisa jedynie wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się
porozumiewawczo do Anniki.
— W
takim razie mógłbyś mnie gdzieś podwieźć? — kolejne pytanie
Annika skierowała ponownie do Stefana.
—
Wychodzisz gdzieś? — Nawet nie próbował ukryć zdziwienia.
Odsunął głowę do tyłu i skrzywił się przy tym, jakby sama myśl
o wieczornym wyjściu jego młodszej siostry napawała go
obrzydzeniem.
—
Stefan, pomyśl trochę. Nie malowałabym ust czerwoną szminką,
gdybym miała zamiar oglądać dziś wieczorem telewizję —
zauważyła z nutą zniecierpliwienia i pretensji w głosie.
Wzruszył
ramionami i przestąpił z nogi na nogę.
— Nie
wiedziałem, że to szminka. Myślałem, że pobrudziłaś się tą
surówką z buraków, którą mama zrobiła dzisiaj na obiad.
Annika
wydała z siebie jęk pełen rozpaczy, podczas gdy wciąż siedząca
na łóżku Marisa zaśmiała się głośno. Ann czasem zastanawiała
się, czy rzeczywiście tak bardzo śmieszą ją żarty jej brata,
czy po prostu udaje, żeby sprawić mu przyjemność.
—
Stefan... — Przygryzła wargę, zapominając, że może przez to
zostawić czerwony ślad na zębach. — Podwieziesz mnie, czy mam
dzwonić po taksówkę?
—
Podwiozę... — ustąpił, rozkładając przy tym
ręce w geście bezradności. — Jedziesz z nami? — zwrócił się
do Marisy.
—
Nie, poczekam tu na ciebie. — Pokręciła głową. — Baw się
dobrze! — dodała w stronę Anniki.
—
Dzięki — odpowiedziała bez przekonania.
Annika
pamiętała, jak wielką przyjemność sprawiały jej przejażdżki
ze Stefanem chwilę po tym, jak zrobił prawo jazdy i dostał od
rodziców swojego pierwszego volkswagena. Kiedy auto mknęło po
pustej drodze, a oni śpiewali do muzyki puszczonej na pełny
regulator, czuła, że może wszystko. A gdy Stefan wreszcie
zatrzymywał się w miejscu, gdzie czekali na nią znajomi, ona
wysiadała z gracją godną gwiazdy podjeżdżającej swoją limuzyną
na czerwony dywan i dumnie unosiła głowę, doskonale zdając sobie
sprawę z tego, jak bardzo wszystkie piętnastoletnie wówczas
koleżanki zazdrościły jej takiego brata.
Teraz
wsiadała do jego nowego audi i zastanawiała się, jak to możliwe,
że ona w wieku dwudziestu lat wciąż nie ma prawa jazdy, skoro już
wtedy, pięć lat temu, obiecała sobie, że je zrobi natychmiast po
osiągnięciu pełnoletności. Zadziwiające, jak z biegiem czasu
zmieniły się jej priorytety.
Stefan
nie puszczał już radiowych przebojów na pełen regulator. Nie
przekraczał też dozwolonej prędkości wszędzie, gdzie tylko się
dało. Jechał spokojnie, od czasu do czasu nucąc coś pod nosem.
— Co
się stało, że wychodzisz gdzieś w piątkowy wieczór? — spytał
po kilku minutach jazdy. Nawet nie oderwał przy tym wzroku od
jezdni, jak gdyby wstydził się swojej ciekawości i nie miał
odwagi, żeby spojrzeć siostrze w oczy.
Annika
wzruszyła ramionami. Nie chciała, żeby Stefan myślał, że
posłuchała jego rady i postanowiła wreszcie „reanimować swoje
życie towarzyskie”.
— Mam
taką upierdliwą koleżankę w pracy... — przerwała, żeby
odchrząknąć. — Nie miała z kim wyjść dzisiaj i przez cały
dzień zawracała mi głowę.
— A
ty, dobra Matka Teresa, łaskawie zgodziłaś się z nią pójść —
zachichotał. — To ładnie z twojej strony.
W
geście zrezygnowania oparła głowę o boczną szybę. Przekonywanie
Stefana nie miało sensu. Po pierwsze nic by to nie dało, a po
drugie to było jednorazowe wyjście, więc wkrótce i tak będzie
mógł się przekonać, że mówiła prawdę.
Nie
odzywali się już do siebie przez resztę drogi. Dopiero kiedy
zatrzymali się pod klubem, Annika podziękowała Stefanowi za
podwózkę, a on w odpowiedzi kiwnął głową. Już wystawiała nogę
na zewnątrz samochodu, żeby wysiąść, kiedy głośno odkaszlnął.
—
Ja... — zaczął w odpowiedzi na jej pytające spojrzenie, po czym
zawahał się. Chwilę bił się z myślami, aż wreszcie uśmiechnął
się niepewnie. — Baw się dobrze — powiedział w końcu.
—
Dzięki — odparła Annika, podobnie jak wcześniej Marisie.
Wiedziała,
że to życzenie nie było tym, co Stefan chciał jej powiedzieć. Domyślała się, że chciał
wyrazić swoją radość z tego, że wreszcie stawia jakiś krok ku
normalnemu życiu, ale powstrzymał się, żeby jej nie zniechęcać.
Niepotrzebnie. Już bardziej zniechęcona być nie mogła.
Znalazła
Sarę przy barze, gdzie siedziała razem z koleżanką, która
ze swoimi długimi blond włosami i szerokim uśmiechem stanowiła
jej niemal identyczną kopię. Na widok Anniki pierwsza z dziewczyn
zerwała się z miejsca i wyciągnęła ramiona, żeby ją uściskać.
—
Ann! Tak się cieszę, że przyszłaś! — wykrzyknęła zupełnie
tak, jakby pojawienie się Anniki rzeczywiście było dla niej
niespodzianką. — Świetnie wyglądasz. Pasuje ci ta czerwona
szminka!
Annika
mruknęła coś w odpowiedzi, a następnie przywitała się z
koleżanką Sary. Usiadła na wolnym krześle obok nich i zamówiła
wódkę z colą. Zignorowała pełne niedowierzania spojrzenie, jakie
wymieniły ze sobą jej towarzyszki sączące kolorowe
drinki. Potrzebowała porządnej dawki procentów, żeby móc
wytrzymać w tym miejscu dłużej niż kilka minut.
Zamierzała
po prostu posiedzieć przy barze, przeczekać chwilę, aż Sara się
upije i wpadnie w wir zabawy, a wtedy zadzwonić po taksówkę i
wrócić do domu. Nie wzięła jednak pod uwagę tego, że koleżanka
będzie ją namawiała do wyjścia na parkiet. Za pierwszym razem
szybko udało jej się odmówić, za drugim było trochę ciężej, a
za trzecim Sara sprawiała wrażenie, jakby zapomniała, co oznacza
słowo „nie”. Dla świętego spokoju Annika zgodziła się z nią
potańczyć.
Muzyka,
o ile tak można było nazwać ten głośny warkot, była kiepska, a
powietrze z każdą chwilą stawało się coraz cięższe. Annika z
trudem unosiła ręce i poruszała biodrami, dlatego po
kilkudziesięciu minutach ograniczyła się jedynie do przestępowania
z nogi na nogę. Przypadkowi mężczyźni co jakiś czas zbliżali
się do niej, wyrażając chęć wspólnego tańca, ale wtedy
odsuwała się i przenosiła na inną część parkietu. Sara, która
uważnie jej się przyglądała, za każdym razem kręciła głową w
geście dezaprobaty. Kiedy wreszcie zniknęła w tłumie razem z
nieznajomym, który swoim wyglądem nie przypominał ani Ryana
Goslinga, ani Channinga Tatum, Annika wróciła na swoje miejsce przy
barze.
Nie
lubiła klubów. Nie lubiła tej muzyki, tego ścisku i tej obsesji
na punkcie seksu. Nie chodziło o to, że była nietowarzyska, albo
nadmiernie powściągliwa. Po prostu w miejscu takim, jak to, czuła
się przytłoczona. W relacjach z ludźmi ceniła sobie wzajemne
zaufanie, a tutaj tego brakowało. Wśród tłumu nieznajomych
musiała być cały czas ostrożna, bo nie miała żadnej wiedzy o
żadnym z nich. Zdecydowanie wolała imprezy w przyjaznym gronie osób
z najbliższego otoczenia, chociaż ostatnio unikała nawet takich.
Ponownie
poprosiła barmana o wódkę z colą, ponieważ było za wcześnie,
żeby mogła opuścić klub tak, aby zostało to niezauważone przez
Sarę, a nie chciała po prostu siedzieć i przyglądać się
tańczącym. Wystarczyło, że musiała to robić teraz, w
oczekiwaniu na swoje zamówienie. Nastolatki w krótkich spódniczkach
pozwalające obściskiwać się starszym chłopakom nie były
najprzyjemniejszym widokiem. Annika nie była zniesmaczona. Było jej
po prostu żal tych dziewczyn, które jeszcze nie wiedziały tego, co
ona, ale jednocześnie życzyła im, żeby nigdy nie zdobywały tej
wiedzy i żyły nadal tak samo beztrosko. Bo właśnie tego samego
chciałaby dla siebie.
Ostatecznie
nie wypiła zamówionej wódki z colą i nie wstrzymywała się też
z powrotem do domu do momentu, aż Sara będzie na tyle pijana, żeby
o niej zapomnieć.
Kiedy
tak wodziła wzrokiem po parkiecie, rozmyślając nad tym, co stało
się ostatnio, kiedy imprezowała w taki sam sposób, jak tańczące
na nim dziewczyny, jej uwagę przykuł mężczyzna, który jako jeden
z nielicznych po prostu stał pod ścianą i pił piwo prosto z
butelki. Rozpoznała go od razu. Nie miała z tym najmniejszych problemów, bo po prostu poznałaby go wszędzie, nawet gdyby od
ich ostatniego spotkania minęło dwadzieścia lat, a nie tylko dwa.
Mimo tego wciąż mu się przyglądała ze złudną nadzieją na to,
że może jednak się pomyliła, że to nie dzieje się naprawdę i
że jej największy koszmar wcale się nie ziszcza. Minęła
dłuższa chwila, nim zorientowała się, że on również na nią
patrzy i, co więcej, powoli zaczyna zmierzać w jej kierunku.
Nie
chciała z nim rozmawiać. Nie chciała mieć z nim nic wspólnego.
W przypływanie paniki zerwała się z krzesła i wmieszała w tłum, żeby zniknąć mu z oczu. Bez pożegnania
z Sarą po prostu udała się do wyjścia. Przeszła pieszo kilka
ulic na wypadek, gdyby on postanowił wyjść za nią i dopiero wtedy
zadzwoniła po taksówkę.
Była
wściekła. Na niego, za to, że wrócił, ale przede wszystkim na
siebie. Bo gdzieś głęboko jakaś cząstka niej samej, którą
przez ostatnie dwa lata skutecznie uciszała kneblem nienawiści,
wydała ciche, pełne nadziei westchnienie.
***
Cześć! Witam was serdecznie na moim nowym blogu. Mam nadzieję, że pierwszy rozdział tej historii przypadł Wam do gustu i zostaniecie tutaj, żeby przeczytać jej dalszy ciąg. Od razu uprzedzę, że przynajmniej do końca maja rozdziały nie będą się pojawiały zbyt często. Jestem w trzeciej klasie liceum ogólnokształcącego, w związku z czym za dwa i pół miesiąca czeka mnie matura, do której intensywnie się przygotowuję. Piszę jedynie w wolnych chwilach, których mam naprawdę niewiele. Dlatego bardzo proszę o cierpliwość i wyrozumiałość :) Jeśli podoba Wam się moja pisanina, to w międzyczasie zapraszam na mojego poprzedniego bloga - tutaj, gdzie możecie przeczytać zakończoną już historię również z Michim w roli głównej. Chciałabym jeszcze wytłumaczyć, dlaczego na miejsce akcji wybrałam Innsbruck pomimo tego, że ani Stefan, ani Michi w nim tak naprawdę nie mieszkają. Na potrzeby fabuły tego opowiadania musieli mieszkać w jednym mieście, a ponieważ darzę Innsbruck pewną sympatią, zdecydowałam się właśnie na niego. To chyba tyle ze spraw organizacyjnych. Dajcie znać w komentarzach, co myślicie o powyższym rozdziale. A jeśli chcecie być informowane o nowościach, to zajrzyjcie do zakładki Informowani w menu bloga.
Pozdrawiam!
Zapierające dech w piersiach opisy, uczuć, miejsc. To porównanie Innsbrucku w pierwszych akapitach, to jak Michi chciałby by było, a jak naprawdę jest i ten powrót do domu. Powroty są zawsze ciężkie, powroty mają w sobie coś bolesnego. Bo wracasz, gdy wiesz, że musisz się zmierzyć z jakimś niezamkniętym rozdziałem. Gdy nie potrafisz pójść do przodu bez zamknięcia tego konkretnego okresu swojego życia.
OdpowiedzUsuńDlaczego ona wyszła? Co on jej takiego zrobił? Jak bardzo zranił?
Powrót Michaela jest szczególnie bolesny. Wyjechał, zostawiając wszystko i tworząc w ten sposób bałagan, który teraz będzie musiał posprzątać.
UsuńTrafne pytania zadałaś ;)
Dziękuję za komentarz ♥
Aaaaaaa!!!! Nareszcie!!!!!!
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twój styl pisania. W oczekiwaniu na pierwszego posta przeczytałam 4 razy ciepło Twoich słów na wattpadzie. Jestem ciekawa co było między ta dwójka. Fajnie ze tym razem Stefan nie jest złym charakterem. Będę czekać z niecierpliwością na rozwój wydarzeń ;)
Mam takie pytanie, gdzieś na wattpadzie ktoś pisał ze przed ciepłem twoich słów pisałaś jeszcze jedno opowiadanie. Czy byłaby jakakolwiek możliwość przeczytania go? Szczerze to zależy mi na tym. Opowiadania to mój sposób na ucieczkę od codziennych problemów.. a nie ukrywam ze nie tak łatwo znaleźć autorkę która ma taki talent i potrafi tak wciągnąć czytelnika w swoją opowieść jak Ty. Jeśli nie to wielka szkoda ale jeśli istnieje jakaś maleńka nadzieja na przeczytanie tego co tworzyłas wcześniej to byłabym przeszczęśliwa.
Pozdrawiam
Cztery razy?! To chyba nawet więcej niż ja :D Bardzo lubię Stefana, dlatego zależało mi na tym, żeby w tym opowiadaniu odegrał pozytywną rolę.
UsuńTo opowiadanie, o którym była mowa w mojej rozmowie na Wattpadzie, niestety już nie jest dostępne do przeczytania. Pisałam je kilka lat temu i przerwałam po kilku rozdziałach, a ponieważ nie zamierzam go kończyć i nie jestem z niego zadowolona, nie udostępniam go już nigdzie. Miło mi, że tak bardzo chciałabyś je przeczytać, ale uwierz mi, że szału naprawdę z nim nie było, bo moje pisanie było wtedy na dużo niższym poziomie niż teraz :D
No to wielka szkoda :( a co do tych czterech razy to chyba jednak kilka razy więcej, przyznaje się ;p
UsuńWrocilas :-)
OdpowiedzUsuńA ja sie niezmiernie ciesze :-)
I znowu Michi i znowu cudownie ze to on i ze jest Stefan i Innsbruck ;-)
Trzymam kciuki w nauce i ja na pewno bede czekac na kolejne bo uwielbiam Twoj styl pisania ;-)
Pozdrawiam!
Też się cieszę z tego, że po krótkiej przerwie wróciłam do blogowania, a Wy wciąż jesteście ze mną ♥ Dziękuję za wszystkie miłe słowa ♥
UsuńOmg omg omg pierwszy rozdział na który czekałam, jak tylko zakończyłaś poprzednie opowiadanie♥
OdpowiedzUsuńPierwsze zdania rozdziału, a ja już mam łzy w oczach. Nie wiem czy nagle stałam się tak miękka czy to wina dwóch piw, które wypiłamXD
Hahahah kocham już Annike. Spodziewałam się tylko, że to Michi zawita (nie wiem z jakich powodów) do kwiaciarni, ale podoba mi się ten wolny rozwój wydarzeń. Krzyczałabym i tupałabym jakby już w pierwszym rozdziale Annika i Michi się zakochali w sobie, a w trzecim brali ślub.
Omg Stefana też kocham. Będzie go więcej jak w poprzednim opowiadaniu? W sumie to mam taką nadzieje, bo ja wgl mam do niego jakiś sentyment (w koncu moja psiapsiXD), a w tej historii jako bohater te mi się podoba.
Zdecydowanie czekam na kolejny, życzę dużo weny i trzymam kciuki za zbliżająca się maturę♥
Cieszę się, że wciąż nie masz mnie dość i wciąż czytasz moją pisaninę ♥ Od miejsca, w którym obecnie znajdują się Annika i Michi, do ołtarza jeszcze baaaardzo daleka droga. Nie jestem pewna, czy do ślubu w ogóle kiedykolwiek dojdzie :D To dobrze, że już pokochałaś Stefana, bo tutaj będzie go całkiem sporo no i przede wszystkim nie będzie już takim gburem jak w CTS.
UsuńTrzymaj kciuki mocno, bo nie wiem, co z tą maturą będzie XDD
Całuję!
Zaklepuję miejsce na komentarz! Wpadnę wkrótce ;)
OdpowiedzUsuńOla
Jest świetnie! 😍
UsuńCzekałam i się doczekałam! Kocham twój styl pisania i aż nie wierzę że to dopiero pierwszy rozdział. Zauroczył mnie! Co będzie dalej? Będę chyba płakać ze szczęścia. Piszesz pięknie!
Kolejna niebanalna historia, Michael, Innsbruck.
Doskonale rozumiem twój brak czasu. Ty masz maturę a ja już w pierwszej klasie liceum czasu nie znajduję nawet w ferie!
No nic. Weny życzę i obyś pisała cały czas tak genialnie! :*
Pozdrawiam!
Ola
Ja też długo marzyłam o tym, żeby skończyć ten rozdział i wrzuciłam go tutaj od razu, jak tylko mi się to udało. Dziękuję za miłe słowa, zrozumienie dla mojego braku czasu i również pozdrawiam ♥
UsuńHej, hej , tym razem obiecuję, że będę komentować 😀
OdpowiedzUsuńNa twojego poprzedniego bloga trafiłam jak miałam straszne napady astmy w zeszłym roku, pierwszy rozdział tutaj dodałaś gdy zaczęły się moje napady , to chyba przeznaczenie :-)
Co do rozdziału, zapowiada się bardzo ciekawie. Tylko coś mi się składa w całość.
Michi wraca po dwóch latach , uciekł bo miał problemy, Ann widzi człowieka po dwóch latach i również coś zmieniło jej życie, czyżby Michael i Annika mieli ze sobą coś wspólnego?
Z niecierpliwością czekam na kolejne 💗
Pozdrawiam,
PM
Ojej, bardzo mi przykro z powodu Twoich napadów astmy i mam nadzieję, że moje opowiadania nie są z nimi związane :D
UsuńOdpowiedź na swoje pytanie znajdziesz w następnych rozdziałach :)
Również pozdrawiam ♥
Po pierwsze dziękuję ślicznie za komentarz u mnie, awww!
OdpowiedzUsuńPo drugie, myślę, że zostanę tutaj u Ciebie. Śliczny szablon, Michi jako główny bohater, motyw skomplikowanej przeszłości - kupuję całkowicie. Ach, no i jeszcze ten nieogar Stefana. Surówka z buraków, wirklich? XD Faceci!
Bardzo zaciekawiło mnie, co takiego stało się między Ann a Michaelem, skoro odbiło się to tak bardzo na życiu obojgu. Cóż mogę więcej rzecz, daję ogromnego lajka i życzę weny!
Buźka!
Komentowanie takich opowiadań jak Twoje to czysta przyjemność!
UsuńDziękuję za miłe słowa ♥ Cieszę się, że udało mi się Cię zaciekawić i mam nadzieję, ze to się nie zmieni wraz z następnymi rozdziałami i rzeczywiście zostaniesz na dłużej.
Pozdrawiam!
Przybyłam i bardzo mi się podoba!
OdpowiedzUsuńMasz abrdzo ładny szablon, choć ciężko mi się przyzwyczaić do tekstu po prawej stornie (zboczeni, przepraszam, nie zwracaj uwagi!).
Nie powiem - zainteresowałaś mnie. Powrót Michaela po dwóch latach, rodzi pytanie - dlaczego wyjechał (jego relacja z bratem to goal XD).
Scena w kwiaciarni bardzo mi się podobała - to ocenianie klientów i to jak Annika spławiła tego gościa. Nie przepadam za Sarą. To taka głupiutka blondyneczka (bez urazy dla blondynek!), kochliwa, naiwna i... nope, mimo iż nie ma złych chęci, ja bym ją spuściła po rynnie na miejscu Anniki. co nie zmienia faktu, że obie panie łączy niejaka zażyłość, której jednak przyjaźnią bym nie nazwała.
Pytanie tylko, dlaczego panna Kraft (zupełnie zapomniałam, że to siostra Stefana, dopiero potem ogarnęłam przy Marisie!) tak stroni od płci przeciwnej. I to wyjątkowo mocno, co widać w klubie. Myślę, że ma to związek z wydarzeniami sprzed dwóch lat. I chyba nie odkryję Ameryki, mówiąc, że zamieszany jest w to Michi - bo na 99,99% to on zmierzał do niej na imprezie. I myślę, że to o jego powrocie Stefan chciał ostrzec siostrę (młodszą...?). Bo panowie się znają, bez wątpienia. Prawda?
Nie jestem pewna stosunków Stefana z siostrą. Wydaje mi się, że kiedyś mieli dobry kontakt, ale coś się popsuło. I czy to chodzi o przeżycia Anniki, jest po prostu wycofana towarzysko, czy też trochę zazdrości bratu udanego ziwązku? A może jeszcze coś innego?
Zaciekawiłaś, nie powiem. I masz abrdzo płynną narrację, którą dobrze się czyta. Bardzo dobrze!
Dodaję do czytanych i cierpliwie czekam! <3
A w wolnym czasie (ha,ha,ha!) zajrzę na poprzedniego bloga ;) w ramach rewanżu zaproszę do siebie, ale to już w spamowniku.
Buziak i ciężarówek weny! :*
Miałam odpisać następnego dnia, a robię to kilka dni później - tak to już jest z tą moją prokrastynacją XD
UsuńSzczerze mówiąc, mnie też okropnie drażni ten tekst przesunięty w prawą stronę i poważnie zastanawiam się nad zmianą szablonu. Więc nie jesteś jedyna.
Jeden rozdział, a Ty już tyle trafnych wniosków wysnułaś odnośnie bohaterów! Ale nie zdradzę jeszcze, które przypuszczenia są słuszne, a które nie, żeby nie zepsuć niespodzianki :D Zdradzę natomiast, że dzisiaj zaczęłam czytać "Odchodzę, bo kocham", więc przy dobrych wiatrach w najbliższym czasie możesz się spodziewać mojego komentarza.
Cieszę się, że zajrzałaś, a jeszcze bardziej cieszy mnie to, że Ci się spodobało. Mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej ♥
Pozdrawiam!
Melduję się!
OdpowiedzUsuńKochana, co ja mogę ci powiedzieć... po raz kolejny pokazujesz nam, że masz niezwykły talent do tworzenia pięknych historii, które na długo pozostają w głowie. Bo coś czuję, że z tą będzie podobnie ^^
Po pierwsze, śliczny szablon, taki przyjemny, że aż chce się tu być. A po drugie, świetny rozdział. Może i pierwszy, może i te są właśnie najtrudniejsze, ale i tak świetny. Podoba mi się narracja, naprawdę miło i dobrze się wszystko czyta, bo z tego typu prowadzeniem historii czasem różnie u niektórych bywa.
Jest Michi, więc i ja będę. Szybko się mnie stąd nie pozbędziesz :D
Czekam zatem, śląc buziaki :**
Hej!
UsuńDziękuję za miłe słowa ♥ Miałam obawy co do tego typu narracji (w sumie to dalej mam), bo zawsze wybierałam narratora pierwszoosobowego, ale skoro mówisz, że dobrze się czyta, to chyba nie wyszło najgorzej.
Oczywiście, że jest Michi, chyba nie mogło być u mnie innego bohatera :D
Cieszę się, że jesteś i mam nadzieję, że zostaniesz!
Pozdrawiam!
No, no no. Widzę zadatki na kolejne dzieło. Podoba mi się początek. Do tego jestem ciekawa tej całej "sytuacji sprzed dwóch lat".
OdpowiedzUsuńŻyczę weny :*
Dziękuję! ♥
UsuńBardzo mi się spodobało, tym bardziej, że jest Michael <3 Czytając to miałam wrażenie, jakby działo się to naprawdę <3 Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały *-*
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się podobało! ♥
UsuńHej, hej. Mowilam,ze wpadlas w moje gusta🙊🙈💓. Jest Michi i jest nutka przeszlosci ktora powraca ze zdwojona sila. Juz nie moge doczekac sie nastepnego . Pozdrawiam 😘😘😘❤
OdpowiedzUsuńWidzę, że same fanki Michiego tutaj, ale wcale mnie to nie dziwi :D
UsuńDziękuję za komentarz ♥
OKEJ. Przyznaję, byłam tak rozleniwiona przez ferie, że zrobiłam sobie długą przerwę, od czytania, ale już jestem i raczej nie zamierzam się stąd ruszać :D
OdpowiedzUsuńStefan jako kochany brat oooo, coś nowego :D Oczywiście, mam jakieś tam swoje podejrzenia do całej sytuacji, ale ta akcja z Michim jest naprawdę ciekawa, zastanawiam się, co on znowu odwalił XD
Śliczny szablon! Ogólnie pierwszy raz czytam cokolwiek na laptopie i tak mi dziwnie, nie mogę się przyzwyczaić, jednak telefon, to telefon :D
Dobra, to na razie tyle, życzę miłej nauki i weny, bo początek mega ciekawy :D
Stefan jako bohater pozytywny to w ogóle coś nowego u mnie, chociaż w poprzednim opowiadaniu koniec końców też zrobił coś dobrego :D
UsuńJa nigdy nie czytam fanfików na laptopie, na telefonie jest o wiele wygodniej. Problem w tym, że szablony w trybie mobilnym nie są już takie ładne, no ale jak się skupia na tekście, to da się przeżyć brak efektu wizualnego.
Jeszcze raz dziękuję za taki miły komentarz ♥ Mam nadzieję, że zostaniesz i dalszy ciąg również będzie Ci się podobał.
Pozdrawiam!
Oooo ja to trzymam kciuki aby jednak rozdziały pojawiały się jak najczęściej. Jak chcesz chętnie pójdę za Ciebie do szkoły :D nawet maturę mogę napisać!
OdpowiedzUsuńprzy okazji zapraszam do siebie :) dopiero co wkleiłam drugi rozdział
Haha, nie mam nic przeciwko temu, żebyś napisała za mnie maturę!
UsuńNa pewno zajrzę do Ciebie w wolnej chwili.
Pozdrawiam!
Ojej... Rozpływam się po przeczytaniu tego rozdziału❤️
OdpowiedzUsuńTo całe wprowadzenie i wszystkie opisy... Rewelacyjnie Ci to wyszło. Zresztą uwielbiam sposób w jaki piszesz, więc nie mam się co tutaj rozwodzić, bo już przed przeczytaniem wiedziałam, że będzie to świetny rozdział, choć to dopiero pierwszy 😉
Podejrzewam, że osobą, którą Annika ujrzała w klubie jest Michi. No bo któż inny mógłby to być? Wrócił po dwóch latach, ona widziała go dwa lata temu.... Tylko dlaczego wspomina go chyba nie najlepiej? 🤔 On przecież też miał jakieś ważne powody, dla których zniknął na te dwa lata. Czyżby to miało związek z Anniką?
Eh, znowu tyle pytań...
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę powodzenia w przygotowaniach do matury 😗
Bardzo mi miło, że wciąż Ci się chce czytać moje opowiadania i komentować w tak miły sposób ♥ Dużo pytań, ale na wszystkie znajdziesz odpowiedzi w kilku najbliższych rozdziałach. Mam nadzieję, że zostaniesz również i na tym blogu ♥
UsuńDziękuję (albo nie dziękuję, bo dziękowanie ponoć przynosi pecha) za życzenia i również pozdrawiam!
wow, co ten Michi zrobił? trochę mi się tekst zlewał z tłem, ale jestem szczęśliwa, że znalazłam Ciebie i tego bloga. Stefan jako straszy brat? Takiego to nawet jak bym mogła mieć. Liczę, że kolejny rozdział pojawi się baaardzooo niedługo ♥
OdpowiedzUsuńściskam, ret.
Po przeczytaniu rodzi się w głowie pierwsze pytanie: dlaczego wrócił? Dlaczego jego życie zatoczyło koło, skoro wrócił do miasta, do którego wracać nie planował?
OdpowiedzUsuńTeorii szczerze mówiąc mam naprawdę wiele, ale z całą pewnością 99,9% z nich jest kompletnie nietrafionych. Dlatego też czekam niecierpliwie co też nam zaserwujesz.
Pewnie się powtórzę, ale sposób w jaki opisujesz to wszystko to zupełna bajka. Opowiadanie o Lisie i Michim szczerze pokochałam i już wiem, że także i to będzie warte wszelkich diamentów ♥