niedziela, 5 lutego 2017

Rozdział pierwszy

Michael wiele razy wyobrażał sobie dzień swojego powrotu do domu. W jego wizjach był on ciepły i słoneczny, dzięki czemu już z daleka z okien pociągu mógł dostrzec majestatyczne góry otaczające miasto. Innsbruck witał go z otwartymi ramionami tak, jak miłosierny ojciec wita swojego marnotrawnego syna. A on, Michael, stawał na jego ziemi z uśmiechem i poczuciem, że teraz, gdy już uporządkował swoje życie, wszystko wróci do normy.
Ale było zupełnie inaczej.
Gęsta mgła od samego początku podróży uniemożliwiała mu obserwowanie zmieniających się za oknem krajobrazów, dlatego nie widział swoich ukochanych gór nawet wtedy, gdy pociąg znalazł się już na obrzeżach miasta. Na peronie nikt na niego nie czekał. Nikt nie otwierał na jego widok ramion, nikt nie oferował pomocy z ciężką torbą podróżną. Na domiar złego nie mógł złapać żadnej taksówki, a z każdą chwilą moknął coraz bardziej w strumieniach rzęsistego deszczu spływającego z ołowianych chmur.
Innsbruck z całą pewnością nie był do niego nastawiony przychylnie. A on sam jeszcze nigdy nie był tak daleki od uporządkowania swojego życia jak teraz.
Wyjechał dwa lata temu, kiedy wszystko nagle zaczęło się psuć. Problemy nawarstwiały się z każdym dniem, a on nie umiał ich rozwiązać, bo im bardziej się starał, tym gorzej było. Ucieczka wydawała mu się wtedy jedynym rozwiązaniem. Opuścił miasto z nadzieją, że kiedy do niego wróci, tamte wydarzenia będą już tylko przykrym, aczkolwiek niewiele znaczącym wspomnieniem. W ciągu tych dwóch lat zmądrzał jednak na tyle, aby zrozumieć, że swoje problemy może rozwiązać tylko u ich źródła. Zatoczył bezsensowne koło i niepotrzebnie stracił czas - przyjechał do Innsbrucka w tym samym celu, w którym z niego wyjechał.
Decyzja o powrocie była zupełnie spontaniczna. Z dnia na dzień samotność, która tak bardzo cieszyła go w ciągu minionych dwóch lat, nagle stała się nie do zniesienia. Już kilka miesięcy wcześniej zaczynała mu ciążyć, ale nie odczuwał jej tak bardzo, gdy podczas sezonu zimowego większość czasu spędzał na wyjazdach z kolegami z reprezentacji i sztabem szkoleniowym. Teraz, gdy nadeszła wiosna, a jego jedynym towarzyszem pozostał siedemdziesięciocalowy telewizor, po prostu zatęsknił za ciepłem i gwarem rodzinnego domu. Wtedy wydawało mu się, że dokonał rezerwacji na pociąg pod wpływem impulsu, ale teraz, gdy podczas podróży taksówką analizował ostatnie miesiące swojego życia, zrozumiał, że myśl o powrocie do Innsbrucka zaistniała w jego głowie już dawno.
Nie było go tu całe dwa lata, a miał wrażenie, jakby minął jeden dzień. Ulice w sąsiedztwie jego domu w ogóle się nie zmieniły. Te same idealnie przystrzyżone trawniki i krzewy, te same kałuże tworzące się na jezdniach przy studzienkach kanalizacyjnych i może tylko nieco nowsze modele aut zaparkowanych na przydomowych podjazdach. Tak, to miejsce było zdecydowanie jedynym na świecie, w którym mógł uporządkować swój życiowy bałagan.
Wiele razy wyobrażał sobie pogodę, jaka będzie towarzyszyła jego powrotowi, a nigdy nie zastanawiał się nad tym, jak przywita się z rodziną. Dlatego teraz stał przed drzwiami wejściowymi, nie będąc nawet do końca pewnym, czy wciąż ma prawo po prostu wejść do środka, czy może raczej powinien najpierw zadzwonić. Po dłuższej chwili zdecydował się na drugą opcję, która wydawała mu się bezpieczniejsza.
Minęły całe wieki, nim w drzwiach wreszcie pojawił się Alex. Całe wieki, w czasie których Michael trząsł się ze zdenerwowania i liczył w myślach uderzenia łomoczącego serca. Właśnie dlatego na widok brata i jego ironicznego uśmieszku wcale nie doznał przypływu braterskich uczuć, ale raczej oburzenia faktem, że tak kłopotliwe dla niego zawirowania życiowe mogą być dla kogokolwiek powodem do żartów.
— Z czego się tak cieszysz, gówniarzu? — burknął, powoli podnosząc z drewnianej podłogi ganku swój ciężki bagaż.
Alex uśmiechnął się jeszcze szerzej i jeszcze bardziej szelmowsko, wyciągnął jednak rękę po jedno z ramion torby.
— Bardziej spodziewałbym się wizyty świętego Mikołaja, niż twojej — odpowiedział, niezrażony wrogim nastawieniem brata.
— Święty mikołaj w czerwcu? Nie bądź śmieszny, on nie odwiedziłby cię nawet w grudniu — zripostował Michael, wchodząc do wnętrza domu.
Alex roześmiał się, a ku zdziwieniu Michiego, nie było w tym nic złośliwego.
— Ciebie też miło widzieć, bracie — powiedział młodszy. — Przepraszam za to chłodne powitanie.
Słysząc to szczere wyznanie, Michael złagodniał. Uśmiechnął się, a następnie uścisnął Alexa, starym zwyczajem mierzwiąc mu przy tym starannie ułożone włosy. W odwecie za to, również jak za dawnych lat, oberwał pięścią w ramię.
— Alex? Kto przyszedł? — Głos matki przerwał tę wymianę braterskich czułości.
Michi momentalnie zesztywniał, a Alex, który również wyczuł powagę sytuacji, odchrząknął nerwowo.
— Mamy gościa, mamo! — odkrzyknął w głąb domu.
Ta odpowiedź nie usatysfakcjonowała Brigitte. Chwilę później zjawiła się w przedpokoju, żeby poznać tożsamość przybysza. Te kilka sekund, na które zamarła w zdziwieniu, wydały się Michaelowi jeszcze dłuższe niż czas, który spędził na czekaniu, aż Alex otworzy mu drzwi do domu.
— Michi... — wychrypiała przez ściśnięte gardło.
W ciągu minionych dwóch lat ona również nic się nie zmieniła. Wciąż była doskonale znaną Michiemu mamą spędzającą większość swojego czasu w kuchni w sfatygowanym fartuszku. A jednak teraz nie umiał odczytać myśli kłębiących się w jej głowie, dlatego wciąż wpatrywał się w nią w nerwowym oczekiwaniu. Rozluźnił się dopiero wtedy, gdy na jej twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech, a ona sama chwilę później zamknęła go w mocnym uścisku swoich miękkich ramion.
— Przepraszam, mamo — powiedział cicho drżącym z przejęcia głosem. — Zachowałem się jak idiota.
Brigitte odsunęła się od niego, nie zabierając jednak dłoni zaciśniętych na jego ramionach i zadarła głowę, aby móc spojrzeć prosto w jego oczy.
— Jesteś dorosły i masz prawo robić ze swoim życiem, co tylko ci się podoba — oznajmiła poważnym tonem. — Ale cieszę się, przyjechałeś. Tęskniłam za tobą — dodała, potwierdzając swoje słowa szerokim uśmiechem, który szybko jednak ustąpił miejsca na jej twarzy wyrazowi wzruszenia.
Odwróciła głowę i dwoma szybkimi ruchami ręki starła łzy wypływające z jej oczu. Michael wiedział, że były to łzy radości, ale mimo tego poczuł ogromną złość na siebie samego. Znał matkę na tyle dobrze, aby móc się domyślać, że płakała również wtedy, kiedy wyjechał i nie było w tamtych łzach niż pozytywnego. Co on sobie wyobrażał? Opuścił dom z dnia na dzień, bez żadnego pożegnania, a jedyne wytłumaczenia zawarł w krótkim liście będącym dowodem jego tchórzostwa. Zmienił numer telefonu, usunął konto na Facebooku i tylko czasem kontaktował się ze swoim drugim bratem – Stefanem, ale tylko po to, żeby zapewnić swoją rodzinę, że wciąż żyje. Jak okropnie musiała czuć się wtedy jego matka?
— Mamo, nie płacz, proszę — powiedział, jak gdyby fakt, że teraz, przy nim, powstrzyma się od płaczu i wróci do niego dopiero potem, gdy on już nie będzie widział, mógł w jakiś sposób załagodzić jego wyrzuty sumienia.
— Już dobrze. — Brigitte spojrzała na niego ponownie, wcześniej mrugając kilkakrotnie, żeby odpędzić ostatnie łzy. — Zaraz opowiesz mi, co u ciebie słychać, ale najpierw usiądź w salonie i poczekaj chwilę, bo ja muszę trochę ogarnąć twój pokój. Na miłość boską, mogłeś dać znać, że przyjedziesz! Alex, na co ty czekasz? — niespodziewanie zwróciła się do młodszego z synów, sprawiając, że ten aż podskoczył ze zdziwienia. — Zrób bratu jakąś herbatę i zanieś jego rzeczy na górę. — Przerwała na chwilę, żeby móc wziąć głębszy oddech. Monolog wyraźnie ją zmęczył. — Na długo przyjechałeś? — Kiedy Alex wyszedł, ciągnąc po podłodze torbę i nie zważając na protesty Michaela, ponownie skupiła uwagę na starszym synu.
— Na stałe. — Nie mógł powstrzymać uśmiechu, który pchał się na jego usta. — Już nigdzie się stąd nie wybieram.
*

Szelest wstążek i plastikowej folii, rytmiczne kliknięcia sekatora i ciężki zapach kwiatów – kilka haseł, którymi najłatwiej opisać codzienność Anniki.
Doskonale pamiętała swój pierwszy dzień pracy w kwiaciarni. Mocna różana woń uderzyła w jej nozdrza od razu po przekroczeniu progu lokalu, powodując duszności. Wiele czasu minęło, nim do niej przywykła. Przez pierwsze tygodnie prześladowała ją nawet w domu. Nie pomagała zmiana ubrań – jej skóra i włosy były przesiąknięte kwiatowym zapachem aż do głębi. Większą część pierwszej wypłaty przeznaczyła na perfumy mocniejsze od dotychczasowych oraz liczne kadzidełka i świeczki zapachowe, które miały za zadanie zamaskować niechcianą woń w jej własnym domu. Tak sobie radziła przez pewien czas, aż wreszcie pewnego dnia zauważyła, że zapach kwiaciarni stał się dla niej obojętny. Nie zastanawiała się nad tym – po prostu przyjęła ten fakt z ulgą.
Praca w kwiaciarni miała być rozwiązaniem tymczasowym. Miała odwrócić uwagę od kilku przykrych myśli, które za bardzo zaprzątały jej głowę, a potem stać się tylko podpunktem w jej ubogim CV. Jakoś tak wyszło, że Ann pozostawała tam już przez półtora roku i nie zanosiło się na to, aby miała odejść. Nie chodziło o to, że tak bardzo lubiła tę pracę – po prostu nie miała pomysłu na inne zajęcie dla siebie.
Tego dnia ruch był niewielki, dlatego większość czasu spędzała na wykonywaniu zamówionych bukietów. Dwa złożone wyłącznie z czerwonych róż, a jeden z nich tak ogromny, że pod sam koniec miała problemy z obwiązaniem go ozdobną wstążką. Posypując kwiaty odrobiną srebrnego brokatu, zastanawiała się, czy nadejdzie kiedyś w jej życiu taki dzień, gdy to ona dostanie od kogoś taki bukiet. Niestety, nie zanosiło się na to w najbliższej przyszłości.
Komponując takie bukiety, często rozmyślała nad tym, jacy są mężczyźni, którzy je zamawiają i dlaczego to robią. Niepoprawni romantycy będący w stanie wydać pół niewielkiej pensji na drobną przyjemność dla ukochanej, czy może raczej majętni cwaniacy, którzy za pomocą wielkiego gestu próbowali ukryć swoje zdrady? W ciągu półtora roku pracy Annika stworzyła kilka takich portretów i sprawdzanie ich zgodności z rzeczywistymi klientami stanowiło rozrywkę urozmaicającą jej codzienną rutynę.
— Jeszcze trzy godziny. — Głośny jęk Sary stojącej obok przy ladzie wyrwał Annikę z jej rozmyślań. — Dlaczego ten czas się tak nie dłuży, kiedy robię przyjemne rzeczy?
Annika uśmiechnęła się w odpowiedzi. Już dawno zauważyła, że Sara lubi prowadzić długie monologi i jedyne, czego jej trzeba, to jakiejś oznaki zrozumienia dawanej od czasu do czasu przez słuchacza.
Była dwa lata starsza od Anniki i pracowała niewiele dłużej od niej z tą tylko różnicą, że jednocześnie również studiowała. Z tego powodu spotykały się na zmianie właściwie tylko w soboty i czasem w ciągu tygodnia. Annice to nie przeszkadzało. Lubiła Sarę, ale nie wytrzymałaby, gdyby miała słuchać jej gadania po osiem godzin dziennie sześć razy w tygodniu.
— Czasem sobie myślę, że mam ogromnego pecha. Gdybym była córką jakiegoś milionera, nie musiałabym tu pracować... Nie musiałabym nawet studiować. Wyszłabym za mąż za równie bogatego faceta i... — przerwała niespodziewanie. — O mój Boże — westchnęła.
Annika oderwała spojrzenie od swojego bukietu i przeniosła je na Sarę. Takie gwałtowne przerwanie wypowiedzi było do niej zupełnie niepodobne. Wszystko jednak stało się jasne, kiedy Annika zauważyła, w co, a raczej w kogo wpatruje się jej koleżanka. Nieopodal wejścia do kwiaciarni stał mężczyzna, który z całą pewnością nie należał do kategorii biednego romantyka. Ze swoim idealnie dopasowanym garniturem, pod którym wyraźnie rysowały się silne mięśnie ramion i lekkim uśmieszkiem czającym się na przystojnej twarzy, bardziej pasował do typu bogatego cwaniaka. Annika również zaczęła mu się przyglądać z zainteresowaniem, jednak miała zupełnie inne motywy niż Sara.
— Zabij mnie, on wygląda jak jebany Ryan Gosling — mruknęła tamta.
Annika przewróciła oczami ze zniecierpliwieniem. Takie sytuacje miały miejsce bardzo często, kiedy pracowały razem. Życie uczuciowe Sary było tak ubogie, że musiała je urozmaicać wzdychaniem do przypadkowych klientów. Co ciekawe, wszystkich tych, którzy wpadali jej w oko, porównywała do Ryana Goslinga, albo Channinga Tatum. Do nikogo innego, zupełnie tak, jakby ci dwaj byli jedynymi znanymi jej aktorami.
— Jak cię zabiję, nie będziesz mogła na niego patrzeć — odpowiedziała Annika. Szeptem, ponieważ mężczyzna powoli zbliżał się do lady, oglądając po drodze kwiaty umieszczone w wazonach.
Sara sprawiała wrażenie, jakby jej nie usłyszała. Przybrała na twarz szeroki uśmiech, kiedy nieznajomy klient wreszcie zaszczycił ją swoim spojrzeniem.
— Dzień dobry. W czym mogę pomóc? — Jej głos stał się o oktawę wyższy niż zazwyczaj.
Kąciki ust mężczyzny nieznacznie się uniosły. Dla Anniki wyglądało to tak, jakby był rozbawiony reakcją Sary na jego wygląd, jednak ona uznała to za przejaw zainteresowania, o czym świadczyło jej pozornie mimowolne odrzucenie na plecy długich blond włosów i przygryzienie dolnej wargi.
— Dzień dobry. Zamawiałem tutaj duży bukiet czerwonych róż.
Annika znała Sarę na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że niski i nieco zachrypnięty głos mężczyzny przypadł jej do gustu. Mając świadomość tego, że nikt na nią nie patrzy, pozwoliła sobie pokręcić głową z rozbawieniem.
— Ann, skończyłaś już ten bukiet? — Zadając to pytanie, Sara nawet na ułamek sekundy nie oderwała wzroku od swojego klienta.
— Tak — odpowiedziała Annika, przycinając ostatnią wstążkę.
Podniosła bukiet z lady i podała go mężczyźnie. Uśmiechnął się zawadiacko, kiedy ich spojrzenia się spotkały, a odbierając kwiaty, musnął palcami jej dłoń. Była pewna, że nie zrobił tego niechcący.
— Jest cudowny. Bardzo pani dziękuję — powiedział, nawet na niego nie patrząc.
— Nie ma za co — odpowiedziała.
Odnosiła dziwne wrażenie, że mężczyzna nie zamierza dać jej spokoju, dlatego postanowiła go zignorować i zająć się sprzątaniem lady. On jednak okazał się wytrwalszy, niż się spodziewała.
— Ależ jest. To prawdziwe arcydzieło. — Jego głos stał się jeszcze niższy i bardziej zachrypnięty.
Annika poczuła, że nie może pozostać obojętna na jego próby podrywu. Oparła ręce na ladzie, po czym uniosła głowę i poczęstowała go słodkim uśmiechem. Nie musiała długo czekać, żeby odpowiedział tym samym. Jego spojrzenie stawało się głębsze, podobnie jak więź, która powoli zaczynała się między nimi wytwarzać. Gdzieś obok Sara zakaszlała nerwowo, ale żadne z nich nie zwróciło na nią uwagi. Kolejne jego słowa były tutaj zbędne. Annika doskonale zdawała sobie sprawę z tego, w jakim napięciu czeka na jej krok i dlatego postanowiła potrzymać go jeszcze dłużej w niepewności.
— To będzie sto pięćdziesiąt euro — powiedziała wreszcie, nie przestając się uśmiechać. — Płaci pan kartą, czy gotówką?
— Słucham? — Zamrugał kilkakrotnie, wyraźnie zbity z tropu. Uśmiech powoli zaczynał znikać z jego twarzy.
— Sto pięć... — zaczęła powtarzać tym samym słodkim tonem.
— Poproszę kartą — przerwał jej mężczyzna, a jego oschły ton idealnie komponował się z zaciśniętą szczęką.
— Koleżanka przyjmie płatność — odpowiedziała uprzejmie, niezrażona jego niegrzecznością.
Sara wpatrywała się w nią z niedowierzaniem wymieszanym ze wściekłością, a kiedy Annika jedynie wzruszyła ramionami, pokręciła głową z dezaprobatą, korzystając z tego, że mężczyzna był zajęty szukaniem portfela w wewnętrznej kieszeni marynarki. Przy przyjmowaniu płatności robiła, co mogła, żeby go sobą zainteresować, ale po jego duchu kobieciarza nie było już śladu. Nawet nie zauważył jej ponętnego spojrzenia i całkowicie zignorował wesołe „do widzenia”. Po jego wyjściu Sara pozostała niepocieszona.
— Co z tobą nie tak? Sam Ryan Gosling zjawia się tutaj i próbuje cię poderwać, a ty go tak po prostu spławiasz! — Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, ruszyła z atakiem na Annikę.
— Po pierwsze, to nie był Ryan Gosling. Ryan Gosling ma więcej klasy i z całą pewnością lepszy podryw — odpowiedziała niewzruszona. — A po drugie, jak myślisz, dla kogo kupował te kwiaty?
Sara otworzyła usta, żeby odpowiedzieć, ale głos uwiązł jej w gardle. W ciągu ułamka sekundy wyraźnie straciła swój zapał.
— No właśnie. Koleś przychodzi tutaj i kupuje kwiaty z myślą o swojej kobiecie, ale zupełnie mu to nie przeszkadza w podrywaniu ekspedientki. Dziękuję za takie coś.
Sara odwróciła wzrok i nerwowo zastukała palcami o blat lady. Widać było, że zbiera myśli.
— Przesadzasz — stwierdziła wreszcie. — Może to były kwiaty dla jego matki?
— Dla matki? — Annika musiała się powstrzymywać, żeby nie wybuchnąć sarkastycznym śmiechem prosto w twarz koleżanki. — Takich kwiatów nie kupuje się dla matki, chyba że cierpi się na kompleks Edypa.
— To nie jest pierwszy facet, który cię podrywa. — Sara nie zamierzała się poddawać. — Spławiasz wszystkich, nawet tych, którzy nie kupują kwiatów dla swoich dziewczyn. Po prostu jesteś do nich uprzedzona — podsumowała.
Ta rozmowa coraz bardziej zaczynała działać Annice na nerwy. Machnięciem ręki zrzuciła na podłogę resztki ozdób z lady z zamiarem ich późniejszego pozamiatania.
— Po prostu chwilowo nie jestem zainteresowana żadnym facetem.
— Bo co? Bo masz studia na głowie, rodzinę na utrzymaniu, problemy finansowe, którymi musisz się zająć? Daj spokój, Annika, sama przyznasz, że twoje życie to jedna wielka nuda, a miły facet na pewno by to zmienił.
Tego było już za wiele. Annika aż zatrzęsła się ze złości. Zacisnęła dłonie na pustej już ladzie, żeby powstrzymać chęć uderzenia w coś.
— Nie masz pojęcia o moim życiu, więc się w nie nie wtrącaj, okej? — Nim zdecydowała się na odpowiedź, próbowała się uspokoić, ale mimo tego jej głos był podniesiony.
Zmieszana Sara odwróciła wzrok. Widocznie zrozumiała, jak niewłaściwe były jej słowa. Minęła dłuższa chwila, w czasie której biła się z myślami, nim ponownie odważyła się coś powiedzieć.
— Przepraszam — zaczęła cicho. — Po prostu martwię się o ciebie. Praca tutaj nie powinna być szczytem twoich aspiracji.
— I nie jest — odpowiedziała zniecierpliwiona Annika. — To, że aktualnie nie realizuję żadnego planu na życie, nie oznacza, że takowego nie posiadam. Nie musisz się martwić — ostatnie zdanie dodała już nieco łagodniejszym tonem.
Sara uśmiechnęła się bez przekonania.
— A może pójdziesz ze mną do klubu dzisiaj wieczorem?
Annika potrafiła szybko się uspokoić, ale popadnięcie w ponowne rozdrażnienie również nie zabierało jej dużo czasu. Chcąc dać upust emocjom, westchnęła z irytacją.
— Nie — odparła krótko, chcąc uciąć temat.
— Dlaczego?
— Bo żaden facet nie jest mi potrzebny do szczęścia.
— Wcale nie musisz szukać sobie faceta na imprezie. Możesz po prostu spędzić trochę czasu ze znajomymi, poznać nowych ludzi i dobrze się bawić. — Sara pozostawała nieugięta.
— Wciąż nie mam na to ochoty.
— Dlaczego?
— Bo wolę spędzać czas w przyjemniejszy sposób.
— Na przykład?
— Na przykład patrząc jak mój brat gra w Fifę z kolegami albo obściskuje się z dziewczyną. — Annika wzbogaciła swoją odpowiedź sztucznym uśmiechem.
— Och, proszę cię! Co ci szkodzi? Tylko ten jeden raz! — Sara już niemalże tupała nogą ze zdenerwowania.
— Naprawdę myślisz, że jedna impreza w klubie doda mi sił witalnych i zainspiruje do szukania pomysłu na życie? Chyba mylisz picie alkoholu i uprawianie seksu w toalecie z kursem motywacyjnym albo rekolekcjami wielkopostnymi.
— Przezabawne. — Sara skrzywiła się sarkastycznie. — Nie wiem, czy jesteś tego świadoma, ale spędzając piątkowy wieczór w domu też nie odzyskasz chęci do życia.
— Dobra, koniec tego. — Annika uniosła otwartą dłoń, chcąc dać koleżance do zrozumienia, że nie ma ochoty na wysłuchiwanie kolejnych jej argumentów. — Jeśli się zgodzę, dasz mi spokój i już nigdy więcej nie będziesz próbowała urozmaicać mojego życia towarzyskiego?
Cień uśmiechu przebiegł przez twarz starszej z dziewcząt.
— Dam ci spokój na najbliższe trzy miesiące.
— Rok.
— Pół roku. — Tym razem Sara nie potrafiła ukryć uśmiechu, który stawał się coraz szerszy.
— Niech będzie. — Annika westchnęła ze zrezygnowaniem.

Minęły dwa lata, odkąd ostatni raz była na imprezie w klubie, przez co miała problem z wyborem stroju. Pozbyła się większości ubrań z tamtego okresu życia, w tym wszystkich tych, które nadawały się na wieczorne wyjścia, dlatego nic z jej garderoby nie wydawało jej się odpowiednie. Wreszcie, po godzinie przeglądania bluzek i spodni, doszła do wniosku, że skoro idzie tam tylko po to, żeby zadowolić Sarę, to tak naprawdę jej wygląd nie ma znaczenia. Zdecydowała się na czarne rurki i czarną koszulkę na cienkich ramiączkach, która odsłaniała jej chude obojczyki. Włosy spięła w wysoki, luźny kucyk, a usta pomalowała czerwoną szminką. Kiedy była już gotowa, stanęła przed lustrem, żeby ocenić końcowy efekt. Jej wzrok mimowolnie zatrzymał się na zdjęciach wiszących obok na ścianie. Była taka radosna, kiedy robiła je razem z przyjaciółkami... Dwa rozmiary grubsza, ale to właśnie przez to jej błyszczące oczy wyglądały tak ładnie na okrągłej buzi z dołeczkami w policzkach. Nigdy by nie przypuszczała, że w ciągu dwóch lat tyle rzeczy ulegnie zmianie.
Potrząsnęła głową, żeby odegnać melancholię. Za często i za łatwo jej się ostatnio poddawała. Sara miała rację – potrzebowała jakiejś zmiany. Problem polegał na tym, że Annika nie wiedziała, jakiej. Z całą pewnością nie była to jednak zmiana trybu życia na imprezowy.
Wyszła z pokoju i zastukała do drzwi naprzeciwko. Dochodzące zza nich odgłosy rozmowy i dziewczęcego chichotu natychmiast ucichły. Chwilę później Annika usłyszała kroki zmierzające w jej stronę, a po kilku następnych sekundach drzwi otworzyły się, ukazując jej brata – Stefana.
— Robisz coś ważnego? — spytała bez zbędnych grzeczności.
Stefan wymownym gestem pchnął drzwi głębiej do środka, dzięki czemu Annika mogła dojrzeć siedzącą na jego łóżku, machającą do niej Marisę.
— Marisa, robicie coś ważnego? — Wychyliła się ponad ramię Stefana i z przesadnie uprzejmym uśmiechem zwróciła do jego dziewczyny.
Brat odsunął ją od siebie tą samą ręką, którą chwilę wcześniej opierał się o drzwi. Kiedy już znalazła się w odpowiedniej odległości, posłał jej pobłażliwe spojrzenie.
— Właściwie to nie. Tak tylko sobie rozmawiamy — odpowiedziała Marisa.
Słysząc jej słowa, Stefan odwrócił wzrok od siostry i przeniósł go na nią, zmieniając przy tym jednak wyraz twarzy. Jego mina mówiła „Później się policzymy”. W odpowiedzi na tę niemą groźbę Marisa jedynie wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się porozumiewawczo do Anniki.
— W takim razie mógłbyś mnie gdzieś podwieźć? — kolejne pytanie Annika skierowała ponownie do Stefana.
— Wychodzisz gdzieś? — Nawet nie próbował ukryć zdziwienia. Odsunął głowę do tyłu i skrzywił się przy tym, jakby sama myśl o wieczornym wyjściu jego młodszej siostry napawała go obrzydzeniem.
— Stefan, pomyśl trochę. Nie malowałabym ust czerwoną szminką, gdybym miała zamiar oglądać dziś wieczorem telewizję — zauważyła z nutą zniecierpliwienia i pretensji w głosie.
Wzruszył ramionami i przestąpił z nogi na nogę.
— Nie wiedziałem, że to szminka. Myślałem, że pobrudziłaś się tą surówką z buraków, którą mama zrobiła dzisiaj na obiad.
Annika wydała z siebie jęk pełen rozpaczy, podczas gdy wciąż siedząca na łóżku Marisa zaśmiała się głośno. Ann czasem zastanawiała się, czy rzeczywiście tak bardzo śmieszą ją żarty jej brata, czy po prostu udaje, żeby sprawić mu przyjemność.
— Stefan... — Przygryzła wargę, zapominając, że może przez to zostawić czerwony ślad na zębach. — Podwieziesz mnie, czy mam dzwonić po taksówkę?
— Podwiozę... — ustąpił, rozkładając przy tym ręce w geście bezradności. — Jedziesz z nami? — zwrócił się do Marisy.
— Nie, poczekam tu na ciebie. — Pokręciła głową. — Baw się dobrze! — dodała w stronę Anniki.
— Dzięki — odpowiedziała bez przekonania.
Annika pamiętała, jak wielką przyjemność sprawiały jej przejażdżki ze Stefanem chwilę po tym, jak zrobił prawo jazdy i dostał od rodziców swojego pierwszego volkswagena. Kiedy auto mknęło po pustej drodze, a oni śpiewali do muzyki puszczonej na pełny regulator, czuła, że może wszystko. A gdy Stefan wreszcie zatrzymywał się w miejscu, gdzie czekali na nią znajomi, ona wysiadała z gracją godną gwiazdy podjeżdżającej swoją limuzyną na czerwony dywan i dumnie unosiła głowę, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo wszystkie piętnastoletnie wówczas koleżanki zazdrościły jej takiego brata.
Teraz wsiadała do jego nowego audi i zastanawiała się, jak to możliwe, że ona w wieku dwudziestu lat wciąż nie ma prawa jazdy, skoro już wtedy, pięć lat temu, obiecała sobie, że je zrobi natychmiast po osiągnięciu pełnoletności. Zadziwiające, jak z biegiem czasu zmieniły się jej priorytety.
Stefan nie puszczał już radiowych przebojów na pełen regulator. Nie przekraczał też dozwolonej prędkości wszędzie, gdzie tylko się dało. Jechał spokojnie, od czasu do czasu nucąc coś pod nosem.
— Co się stało, że wychodzisz gdzieś w piątkowy wieczór? — spytał po kilku minutach jazdy. Nawet nie oderwał przy tym wzroku od jezdni, jak gdyby wstydził się swojej ciekawości i nie miał odwagi, żeby spojrzeć siostrze w oczy.
Annika wzruszyła ramionami. Nie chciała, żeby Stefan myślał, że posłuchała jego rady i postanowiła wreszcie „reanimować swoje życie towarzyskie”.
— Mam taką upierdliwą koleżankę w pracy... — przerwała, żeby odchrząknąć. — Nie miała z kim wyjść dzisiaj i przez cały dzień zawracała mi głowę.
— A ty, dobra Matka Teresa, łaskawie zgodziłaś się z nią pójść — zachichotał. — To ładnie z twojej strony.
W geście zrezygnowania oparła głowę o boczną szybę. Przekonywanie Stefana nie miało sensu. Po pierwsze nic by to nie dało, a po drugie to było jednorazowe wyjście, więc wkrótce i tak będzie mógł się przekonać, że mówiła prawdę.
Nie odzywali się już do siebie przez resztę drogi. Dopiero kiedy zatrzymali się pod klubem, Annika podziękowała Stefanowi za podwózkę, a on w odpowiedzi kiwnął głową. Już wystawiała nogę na zewnątrz samochodu, żeby wysiąść, kiedy głośno odkaszlnął.
— Ja... — zaczął w odpowiedzi na jej pytające spojrzenie, po czym zawahał się. Chwilę bił się z myślami, aż wreszcie uśmiechnął się niepewnie. — Baw się dobrze — powiedział w końcu.
— Dzięki — odparła Annika, podobnie jak wcześniej Marisie.
Wiedziała, że to życzenie nie było tym, co Stefan chciał jej powiedzieć. Domyślała się, że chciał wyrazić swoją radość z tego, że wreszcie stawia jakiś krok ku normalnemu życiu, ale powstrzymał się, żeby jej nie zniechęcać. Niepotrzebnie. Już bardziej zniechęcona być nie mogła.
Znalazła Sarę przy barze, gdzie siedziała razem z koleżanką, która ze swoimi długimi blond włosami i szerokim uśmiechem stanowiła jej niemal identyczną kopię. Na widok Anniki pierwsza z dziewczyn zerwała się z miejsca i wyciągnęła ramiona, żeby ją uściskać.
— Ann! Tak się cieszę, że przyszłaś! — wykrzyknęła zupełnie tak, jakby pojawienie się Anniki rzeczywiście było dla niej niespodzianką. — Świetnie wyglądasz. Pasuje ci ta czerwona szminka!
Annika mruknęła coś w odpowiedzi, a następnie przywitała się z koleżanką Sary. Usiadła na wolnym krześle obok nich i zamówiła wódkę z colą. Zignorowała pełne niedowierzania spojrzenie, jakie wymieniły ze sobą jej towarzyszki sączące kolorowe drinki. Potrzebowała porządnej dawki procentów, żeby móc wytrzymać w tym miejscu dłużej niż kilka minut.
Zamierzała po prostu posiedzieć przy barze, przeczekać chwilę, aż Sara się upije i wpadnie w wir zabawy, a wtedy zadzwonić po taksówkę i wrócić do domu. Nie wzięła jednak pod uwagę tego, że koleżanka będzie ją namawiała do wyjścia na parkiet. Za pierwszym razem szybko udało jej się odmówić, za drugim było trochę ciężej, a za trzecim Sara sprawiała wrażenie, jakby zapomniała, co oznacza słowo „nie”. Dla świętego spokoju Annika zgodziła się z nią potańczyć.
Muzyka, o ile tak można było nazwać ten głośny warkot, była kiepska, a powietrze z każdą chwilą stawało się coraz cięższe. Annika z trudem unosiła ręce i poruszała biodrami, dlatego po kilkudziesięciu minutach ograniczyła się jedynie do przestępowania z nogi na nogę. Przypadkowi mężczyźni co jakiś czas zbliżali się do niej, wyrażając chęć wspólnego tańca, ale wtedy odsuwała się i przenosiła na inną część parkietu. Sara, która uważnie jej się przyglądała, za każdym razem kręciła głową w geście dezaprobaty. Kiedy wreszcie zniknęła w tłumie razem z nieznajomym, który swoim wyglądem nie przypominał ani Ryana Goslinga, ani Channinga Tatum, Annika wróciła na swoje miejsce przy barze.
Nie lubiła klubów. Nie lubiła tej muzyki, tego ścisku i tej obsesji na punkcie seksu. Nie chodziło o to, że była nietowarzyska, albo nadmiernie powściągliwa. Po prostu w miejscu takim, jak to, czuła się przytłoczona. W relacjach z ludźmi ceniła sobie wzajemne zaufanie, a tutaj tego brakowało. Wśród tłumu nieznajomych musiała być cały czas ostrożna, bo nie miała żadnej wiedzy o żadnym z nich. Zdecydowanie wolała imprezy w przyjaznym gronie osób z najbliższego otoczenia, chociaż ostatnio unikała nawet takich.
Ponownie poprosiła barmana o wódkę z colą, ponieważ było za wcześnie, żeby mogła opuścić klub tak, aby zostało to niezauważone przez Sarę, a nie chciała po prostu siedzieć i przyglądać się tańczącym. Wystarczyło, że musiała to robić teraz, w oczekiwaniu na swoje zamówienie. Nastolatki w krótkich spódniczkach pozwalające obściskiwać się starszym chłopakom nie były najprzyjemniejszym widokiem. Annika nie była zniesmaczona. Było jej po prostu żal tych dziewczyn, które jeszcze nie wiedziały tego, co ona, ale jednocześnie życzyła im, żeby nigdy nie zdobywały tej wiedzy i żyły nadal tak samo beztrosko. Bo właśnie tego samego chciałaby dla siebie.
Ostatecznie nie wypiła zamówionej wódki z colą i nie wstrzymywała się też z powrotem do domu do momentu, aż Sara będzie na tyle pijana, żeby o niej zapomnieć.
Kiedy tak wodziła wzrokiem po parkiecie, rozmyślając nad tym, co stało się ostatnio, kiedy imprezowała w taki sam sposób, jak tańczące na nim dziewczyny, jej uwagę przykuł mężczyzna, który jako jeden z nielicznych po prostu stał pod ścianą i pił piwo prosto z butelki. Rozpoznała go od razu. Nie miała z tym najmniejszych problemów, bo po prostu poznałaby go wszędzie, nawet gdyby od ich ostatniego spotkania minęło dwadzieścia lat, a nie tylko dwa. Mimo tego wciąż mu się przyglądała ze złudną nadzieją na to, że może jednak się pomyliła, że to nie dzieje się naprawdę i że jej największy koszmar wcale się nie ziszcza. Minęła dłuższa chwila, nim zorientowała się, że on również na nią patrzy i, co więcej, powoli zaczyna zmierzać w jej kierunku.
Nie chciała z nim rozmawiać. Nie chciała mieć z nim nic wspólnego. W przypływanie paniki zerwała się z krzesła i wmieszała w tłum, żeby zniknąć mu z oczu. Bez pożegnania z Sarą po prostu udała się do wyjścia. Przeszła pieszo kilka ulic na wypadek, gdyby on postanowił wyjść za nią i dopiero wtedy zadzwoniła po taksówkę.
Była wściekła. Na niego, za to, że wrócił, ale przede wszystkim na siebie. Bo gdzieś głęboko jakaś cząstka niej samej, którą przez ostatnie dwa lata skutecznie uciszała kneblem nienawiści, wydała ciche, pełne nadziei westchnienie.

***

Cześć! Witam was serdecznie na moim nowym blogu. Mam nadzieję, że pierwszy rozdział tej historii przypadł Wam do gustu i zostaniecie tutaj, żeby przeczytać jej dalszy ciąg. Od razu uprzedzę, że przynajmniej do końca maja rozdziały nie będą się pojawiały zbyt często. Jestem w trzeciej klasie liceum ogólnokształcącego, w związku z czym za dwa i pół miesiąca czeka mnie matura, do której intensywnie się przygotowuję. Piszę jedynie w wolnych chwilach, których mam naprawdę niewiele. Dlatego bardzo proszę o cierpliwość i wyrozumiałość :) Jeśli podoba Wam się moja pisanina, to w międzyczasie zapraszam na mojego poprzedniego bloga - tutaj, gdzie możecie przeczytać zakończoną już historię również z Michim w roli głównej. Chciałabym jeszcze wytłumaczyć, dlaczego na miejsce akcji wybrałam Innsbruck pomimo tego, że ani Stefan, ani Michi w nim tak naprawdę nie mieszkają. Na potrzeby fabuły tego opowiadania musieli mieszkać w jednym mieście, a ponieważ darzę Innsbruck pewną sympatią, zdecydowałam się właśnie na niego. To chyba tyle ze spraw organizacyjnych. Dajcie znać w komentarzach, co myślicie o powyższym rozdziale. A jeśli chcecie być informowane o nowościach, to zajrzyjcie do zakładki Informowani w menu bloga.
Pozdrawiam!

34 komentarze:

  1. Zapierające dech w piersiach opisy, uczuć, miejsc. To porównanie Innsbrucku w pierwszych akapitach, to jak Michi chciałby by było, a jak naprawdę jest i ten powrót do domu. Powroty są zawsze ciężkie, powroty mają w sobie coś bolesnego. Bo wracasz, gdy wiesz, że musisz się zmierzyć z jakimś niezamkniętym rozdziałem. Gdy nie potrafisz pójść do przodu bez zamknięcia tego konkretnego okresu swojego życia.

    Dlaczego ona wyszła? Co on jej takiego zrobił? Jak bardzo zranił?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powrót Michaela jest szczególnie bolesny. Wyjechał, zostawiając wszystko i tworząc w ten sposób bałagan, który teraz będzie musiał posprzątać.
      Trafne pytania zadałaś ;)
      Dziękuję za komentarz ♥

      Usuń
  2. Aaaaaaa!!!! Nareszcie!!!!!!
    Uwielbiam Twój styl pisania. W oczekiwaniu na pierwszego posta przeczytałam 4 razy ciepło Twoich słów na wattpadzie. Jestem ciekawa co było między ta dwójka. Fajnie ze tym razem Stefan nie jest złym charakterem. Będę czekać z niecierpliwością na rozwój wydarzeń ;)

    Mam takie pytanie, gdzieś na wattpadzie ktoś pisał ze przed ciepłem twoich słów pisałaś jeszcze jedno opowiadanie. Czy byłaby jakakolwiek możliwość przeczytania go? Szczerze to zależy mi na tym. Opowiadania to mój sposób na ucieczkę od codziennych problemów.. a nie ukrywam ze nie tak łatwo znaleźć autorkę która ma taki talent i potrafi tak wciągnąć czytelnika w swoją opowieść jak Ty. Jeśli nie to wielka szkoda ale jeśli istnieje jakaś maleńka nadzieja na przeczytanie tego co tworzyłas wcześniej to byłabym przeszczęśliwa.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cztery razy?! To chyba nawet więcej niż ja :D Bardzo lubię Stefana, dlatego zależało mi na tym, żeby w tym opowiadaniu odegrał pozytywną rolę.
      To opowiadanie, o którym była mowa w mojej rozmowie na Wattpadzie, niestety już nie jest dostępne do przeczytania. Pisałam je kilka lat temu i przerwałam po kilku rozdziałach, a ponieważ nie zamierzam go kończyć i nie jestem z niego zadowolona, nie udostępniam go już nigdzie. Miło mi, że tak bardzo chciałabyś je przeczytać, ale uwierz mi, że szału naprawdę z nim nie było, bo moje pisanie było wtedy na dużo niższym poziomie niż teraz :D

      Usuń
    2. No to wielka szkoda :( a co do tych czterech razy to chyba jednak kilka razy więcej, przyznaje się ;p

      Usuń
  3. Wrocilas :-)
    A ja sie niezmiernie ciesze :-)
    I znowu Michi i znowu cudownie ze to on i ze jest Stefan i Innsbruck ;-)
    Trzymam kciuki w nauce i ja na pewno bede czekac na kolejne bo uwielbiam Twoj styl pisania ;-)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się cieszę z tego, że po krótkiej przerwie wróciłam do blogowania, a Wy wciąż jesteście ze mną ♥ Dziękuję za wszystkie miłe słowa ♥

      Usuń
  4. Omg omg omg pierwszy rozdział na który czekałam, jak tylko zakończyłaś poprzednie opowiadanie♥
    Pierwsze zdania rozdziału, a ja już mam łzy w oczach. Nie wiem czy nagle stałam się tak miękka czy to wina dwóch piw, które wypiłamXD
    Hahahah kocham już Annike. Spodziewałam się tylko, że to Michi zawita (nie wiem z jakich powodów) do kwiaciarni, ale podoba mi się ten wolny rozwój wydarzeń. Krzyczałabym i tupałabym jakby już w pierwszym rozdziale Annika i Michi się zakochali w sobie, a w trzecim brali ślub.
    Omg Stefana też kocham. Będzie go więcej jak w poprzednim opowiadaniu? W sumie to mam taką nadzieje, bo ja wgl mam do niego jakiś sentyment (w koncu moja psiapsiXD), a w tej historii jako bohater te mi się podoba.
    Zdecydowanie czekam na kolejny, życzę dużo weny i trzymam kciuki za zbliżająca się maturę♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że wciąż nie masz mnie dość i wciąż czytasz moją pisaninę ♥ Od miejsca, w którym obecnie znajdują się Annika i Michi, do ołtarza jeszcze baaaardzo daleka droga. Nie jestem pewna, czy do ślubu w ogóle kiedykolwiek dojdzie :D To dobrze, że już pokochałaś Stefana, bo tutaj będzie go całkiem sporo no i przede wszystkim nie będzie już takim gburem jak w CTS.
      Trzymaj kciuki mocno, bo nie wiem, co z tą maturą będzie XDD
      Całuję!

      Usuń
  5. Zaklepuję miejsce na komentarz! Wpadnę wkrótce ;)
    Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest świetnie! 😍
      Czekałam i się doczekałam! Kocham twój styl pisania i aż nie wierzę że to dopiero pierwszy rozdział. Zauroczył mnie! Co będzie dalej? Będę chyba płakać ze szczęścia. Piszesz pięknie!
      Kolejna niebanalna historia, Michael, Innsbruck.
      Doskonale rozumiem twój brak czasu. Ty masz maturę a ja już w pierwszej klasie liceum czasu nie znajduję nawet w ferie!
      No nic. Weny życzę i obyś pisała cały czas tak genialnie! :*
      Pozdrawiam!
      Ola

      Usuń
    2. Ja też długo marzyłam o tym, żeby skończyć ten rozdział i wrzuciłam go tutaj od razu, jak tylko mi się to udało. Dziękuję za miłe słowa, zrozumienie dla mojego braku czasu i również pozdrawiam ♥

      Usuń
  6. Hej, hej , tym razem obiecuję, że będę komentować 😀
    Na twojego poprzedniego bloga trafiłam jak miałam straszne napady astmy w zeszłym roku, pierwszy rozdział tutaj dodałaś gdy zaczęły się moje napady , to chyba przeznaczenie :-)
    Co do rozdziału, zapowiada się bardzo ciekawie. Tylko coś mi się składa w całość.
    Michi wraca po dwóch latach , uciekł bo miał problemy, Ann widzi człowieka po dwóch latach i również coś zmieniło jej życie, czyżby Michael i Annika mieli ze sobą coś wspólnego?
    Z niecierpliwością czekam na kolejne 💗
    Pozdrawiam,
    PM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, bardzo mi przykro z powodu Twoich napadów astmy i mam nadzieję, że moje opowiadania nie są z nimi związane :D
      Odpowiedź na swoje pytanie znajdziesz w następnych rozdziałach :)
      Również pozdrawiam ♥

      Usuń
  7. Po pierwsze dziękuję ślicznie za komentarz u mnie, awww!
    Po drugie, myślę, że zostanę tutaj u Ciebie. Śliczny szablon, Michi jako główny bohater, motyw skomplikowanej przeszłości - kupuję całkowicie. Ach, no i jeszcze ten nieogar Stefana. Surówka z buraków, wirklich? XD Faceci!
    Bardzo zaciekawiło mnie, co takiego stało się między Ann a Michaelem, skoro odbiło się to tak bardzo na życiu obojgu. Cóż mogę więcej rzecz, daję ogromnego lajka i życzę weny!
    Buźka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Komentowanie takich opowiadań jak Twoje to czysta przyjemność!
      Dziękuję za miłe słowa ♥ Cieszę się, że udało mi się Cię zaciekawić i mam nadzieję, ze to się nie zmieni wraz z następnymi rozdziałami i rzeczywiście zostaniesz na dłużej.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  8. Przybyłam i bardzo mi się podoba!
    Masz abrdzo ładny szablon, choć ciężko mi się przyzwyczaić do tekstu po prawej stornie (zboczeni, przepraszam, nie zwracaj uwagi!).
    Nie powiem - zainteresowałaś mnie. Powrót Michaela po dwóch latach, rodzi pytanie - dlaczego wyjechał (jego relacja z bratem to goal XD).
    Scena w kwiaciarni bardzo mi się podobała - to ocenianie klientów i to jak Annika spławiła tego gościa. Nie przepadam za Sarą. To taka głupiutka blondyneczka (bez urazy dla blondynek!), kochliwa, naiwna i... nope, mimo iż nie ma złych chęci, ja bym ją spuściła po rynnie na miejscu Anniki. co nie zmienia faktu, że obie panie łączy niejaka zażyłość, której jednak przyjaźnią bym nie nazwała.
    Pytanie tylko, dlaczego panna Kraft (zupełnie zapomniałam, że to siostra Stefana, dopiero potem ogarnęłam przy Marisie!) tak stroni od płci przeciwnej. I to wyjątkowo mocno, co widać w klubie. Myślę, że ma to związek z wydarzeniami sprzed dwóch lat. I chyba nie odkryję Ameryki, mówiąc, że zamieszany jest w to Michi - bo na 99,99% to on zmierzał do niej na imprezie. I myślę, że to o jego powrocie Stefan chciał ostrzec siostrę (młodszą...?). Bo panowie się znają, bez wątpienia. Prawda?
    Nie jestem pewna stosunków Stefana z siostrą. Wydaje mi się, że kiedyś mieli dobry kontakt, ale coś się popsuło. I czy to chodzi o przeżycia Anniki, jest po prostu wycofana towarzysko, czy też trochę zazdrości bratu udanego ziwązku? A może jeszcze coś innego?
    Zaciekawiłaś, nie powiem. I masz abrdzo płynną narrację, którą dobrze się czyta. Bardzo dobrze!
    Dodaję do czytanych i cierpliwie czekam! <3
    A w wolnym czasie (ha,ha,ha!) zajrzę na poprzedniego bloga ;) w ramach rewanżu zaproszę do siebie, ale to już w spamowniku.
    Buziak i ciężarówek weny! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam odpisać następnego dnia, a robię to kilka dni później - tak to już jest z tą moją prokrastynacją XD
      Szczerze mówiąc, mnie też okropnie drażni ten tekst przesunięty w prawą stronę i poważnie zastanawiam się nad zmianą szablonu. Więc nie jesteś jedyna.
      Jeden rozdział, a Ty już tyle trafnych wniosków wysnułaś odnośnie bohaterów! Ale nie zdradzę jeszcze, które przypuszczenia są słuszne, a które nie, żeby nie zepsuć niespodzianki :D Zdradzę natomiast, że dzisiaj zaczęłam czytać "Odchodzę, bo kocham", więc przy dobrych wiatrach w najbliższym czasie możesz się spodziewać mojego komentarza.
      Cieszę się, że zajrzałaś, a jeszcze bardziej cieszy mnie to, że Ci się spodobało. Mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej ♥
      Pozdrawiam!

      Usuń
  9. Melduję się!
    Kochana, co ja mogę ci powiedzieć... po raz kolejny pokazujesz nam, że masz niezwykły talent do tworzenia pięknych historii, które na długo pozostają w głowie. Bo coś czuję, że z tą będzie podobnie ^^
    Po pierwsze, śliczny szablon, taki przyjemny, że aż chce się tu być. A po drugie, świetny rozdział. Może i pierwszy, może i te są właśnie najtrudniejsze, ale i tak świetny. Podoba mi się narracja, naprawdę miło i dobrze się wszystko czyta, bo z tego typu prowadzeniem historii czasem różnie u niektórych bywa.
    Jest Michi, więc i ja będę. Szybko się mnie stąd nie pozbędziesz :D
    Czekam zatem, śląc buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej!
      Dziękuję za miłe słowa ♥ Miałam obawy co do tego typu narracji (w sumie to dalej mam), bo zawsze wybierałam narratora pierwszoosobowego, ale skoro mówisz, że dobrze się czyta, to chyba nie wyszło najgorzej.
      Oczywiście, że jest Michi, chyba nie mogło być u mnie innego bohatera :D
      Cieszę się, że jesteś i mam nadzieję, że zostaniesz!
      Pozdrawiam!

      Usuń
  10. No, no no. Widzę zadatki na kolejne dzieło. Podoba mi się początek. Do tego jestem ciekawa tej całej "sytuacji sprzed dwóch lat".
    Życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo mi się spodobało, tym bardziej, że jest Michael <3 Czytając to miałam wrażenie, jakby działo się to naprawdę <3 Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały *-*

    OdpowiedzUsuń
  12. Hej, hej. Mowilam,ze wpadlas w moje gusta🙊🙈💓. Jest Michi i jest nutka przeszlosci ktora powraca ze zdwojona sila. Juz nie moge doczekac sie nastepnego . Pozdrawiam 😘😘😘❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że same fanki Michiego tutaj, ale wcale mnie to nie dziwi :D
      Dziękuję za komentarz ♥

      Usuń
  13. OKEJ. Przyznaję, byłam tak rozleniwiona przez ferie, że zrobiłam sobie długą przerwę, od czytania, ale już jestem i raczej nie zamierzam się stąd ruszać :D
    Stefan jako kochany brat oooo, coś nowego :D Oczywiście, mam jakieś tam swoje podejrzenia do całej sytuacji, ale ta akcja z Michim jest naprawdę ciekawa, zastanawiam się, co on znowu odwalił XD
    Śliczny szablon! Ogólnie pierwszy raz czytam cokolwiek na laptopie i tak mi dziwnie, nie mogę się przyzwyczaić, jednak telefon, to telefon :D
    Dobra, to na razie tyle, życzę miłej nauki i weny, bo początek mega ciekawy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stefan jako bohater pozytywny to w ogóle coś nowego u mnie, chociaż w poprzednim opowiadaniu koniec końców też zrobił coś dobrego :D
      Ja nigdy nie czytam fanfików na laptopie, na telefonie jest o wiele wygodniej. Problem w tym, że szablony w trybie mobilnym nie są już takie ładne, no ale jak się skupia na tekście, to da się przeżyć brak efektu wizualnego.
      Jeszcze raz dziękuję za taki miły komentarz ♥ Mam nadzieję, że zostaniesz i dalszy ciąg również będzie Ci się podobał.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  14. Oooo ja to trzymam kciuki aby jednak rozdziały pojawiały się jak najczęściej. Jak chcesz chętnie pójdę za Ciebie do szkoły :D nawet maturę mogę napisać!

    przy okazji zapraszam do siebie :) dopiero co wkleiłam drugi rozdział

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, nie mam nic przeciwko temu, żebyś napisała za mnie maturę!
      Na pewno zajrzę do Ciebie w wolnej chwili.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  15. Ojej... Rozpływam się po przeczytaniu tego rozdziału❤️
    To całe wprowadzenie i wszystkie opisy... Rewelacyjnie Ci to wyszło. Zresztą uwielbiam sposób w jaki piszesz, więc nie mam się co tutaj rozwodzić, bo już przed przeczytaniem wiedziałam, że będzie to świetny rozdział, choć to dopiero pierwszy 😉
    Podejrzewam, że osobą, którą Annika ujrzała w klubie jest Michi. No bo któż inny mógłby to być? Wrócił po dwóch latach, ona widziała go dwa lata temu.... Tylko dlaczego wspomina go chyba nie najlepiej? 🤔 On przecież też miał jakieś ważne powody, dla których zniknął na te dwa lata. Czyżby to miało związek z Anniką?
    Eh, znowu tyle pytań...
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę powodzenia w przygotowaniach do matury 😗

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, że wciąż Ci się chce czytać moje opowiadania i komentować w tak miły sposób ♥ Dużo pytań, ale na wszystkie znajdziesz odpowiedzi w kilku najbliższych rozdziałach. Mam nadzieję, że zostaniesz również i na tym blogu ♥
      Dziękuję (albo nie dziękuję, bo dziękowanie ponoć przynosi pecha) za życzenia i również pozdrawiam!

      Usuń
  16. wow, co ten Michi zrobił? trochę mi się tekst zlewał z tłem, ale jestem szczęśliwa, że znalazłam Ciebie i tego bloga. Stefan jako straszy brat? Takiego to nawet jak bym mogła mieć. Liczę, że kolejny rozdział pojawi się baaardzooo niedługo ♥

    ściskam, ret.

    OdpowiedzUsuń
  17. Po przeczytaniu rodzi się w głowie pierwsze pytanie: dlaczego wrócił? Dlaczego jego życie zatoczyło koło, skoro wrócił do miasta, do którego wracać nie planował?
    Teorii szczerze mówiąc mam naprawdę wiele, ale z całą pewnością 99,9% z nich jest kompletnie nietrafionych. Dlatego też czekam niecierpliwie co też nam zaserwujesz.
    Pewnie się powtórzę, ale sposób w jaki opisujesz to wszystko to zupełna bajka. Opowiadanie o Lisie i Michim szczerze pokochałam i już wiem, że także i to będzie warte wszelkich diamentów ♥

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Komentujesz?

Obserwatorzy